sobota, 23 maja 2015

XVI

- Matthew? - zaczęłam ostrożnie. W oczach chłopaka pojawiło się zaskoczenie. Jego twarz wyglądała... dziko, rzekłabym, że prymitywnie. Nie sądziłam, że Igrzyska tak znacząco wpłyną na jego psychikę.
- Ve...Ves...Vesp-er - usłyszałam w odpowiedzi. Na jego twarzy pojawił się smutek - śmi-erć będzie na-szym wybaw-ieniem - wyciągnął w moją stronę drżącą dłoń - po-winniśmy umrz-eć
- Nie - stanowczy głos Ottona sprawił, że chłopak z przerażeniem odszedł kilka kroków i skulił się w sobie
- To morderca - Matt wyglądał jeszcze bardziej dziko, niż mogłam to sobie wyobrazić. W jego oczach nagle zaiskrzyła wściekłość niemalże zwierzęca. Nagle przestał też się jąkać - Vesper, odejdź od niego, on cię zabije - ostrzegł mnie i ruszył w moją stronę. Otton jednak stanął przede mną i zasłonił rękoma
- Nie, nawet nie podchodź
- Bo co? Mnie też zabijesz? - prychnął wbijając paznokcie w skórę dłoni. Mój sojusznik wyciągnął przed siebie niebezpiecznie ostro zakończony nóż grożąc przy tym stojącemu naprzeciw nam Matthewowi.
- Ona nie powinna tu być, nie zasługuje na to! - ryknął i nim Otton zdołał zareagować, ten rzucił się na niego, wyrwał mu z rąk ostrze i odrzuciwszy je na bok zaatakował twarz przeciwnika pięściami. Głośno wciągnęłam powietrze starając się rozdzielić ich i wstrzymać bójkę.
- Stop! Przestańcie! - wrzasnęłam, choć wiedziałam, że mnie nie usłuchają. Po krótkim czasie walki Otton zdobył przewagę i powaliwszy Matta na ziemię usiadł na jego klatce piersiowej okrakiem i zaczął serwować mu uderzenia w policzki i skronie. Głośne stęknięcia i ręce szarpiące za ramiona Ottona potwierdzały jednak, że będący pod nim przeciwnik żył.
Nie mogłam już na to patrzeć. Złapałam sojusznika za ręce i ściągnęłam go z ledwo dyszącego przyjaciela.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam do Ottona, którego oko posiniało od uderzenia
- Nie zauważyłaś?! Ten sukinsyn rzucił się na mnie! - odpowiedź, którą uzyskałam również była wypowiedziana podniesionym tonem
- Obiecałam mu, że nasze sojusze nie będą się na siebie rzucać! - Otton szeroko otworzył oczy i zacisnął dłonie tak mocno, że zbielały i zaczęły się trząść
- A skąd ja kurwa miałem to wiedzieć?! - wrzasnął. W pewnym momencie Matt rzucił się chłopakowi na plecy i złapał zębami jego odsłoniętą szyję. Doskoczyłam do Otta, który usiłował zrzucić z siebie napastnika, co skutkowało jedynie tym, że mocniej zaciskał szczęki na skórze. Chłopak wył z bólu i wściekłości, a nieustępliwy Matt sprawiał mu jeszcze większy ból. Spod jego odsłoniętych zębów wypłynęła krew. Atakowany przewrócił się na plecy przygwożdżając tym samym do ziemi Matta. Leżący w poszyciu stęknął. Zdobywszy przewagę, mój sojusznik ponownie znalazł się na klatce piersiowej oszalałego. Usłyszałam głośne chrupnięcie. Otto wstał z niego i splunął. Żałosne ciało chłopaka było całe poobijane. Z rozciętej wargi sączyła się krew, tak samo jak ze złamanego nosa. Oczy miał opuchnięte do tego stopnia, że zamieniły się w ledwo widoczne szparki. Wyszczerzył zalane szkarłatną posoką zęby, w których zauważalne były spore braki po silnych ciosach Carlighta.
- Skończyłeś? - zadrwił Matt, gdy jego przeciwnik sięgnął po upuszczone wcześniej ostrze i schował je do pochwy. Dyszał ciężko. Do spoconego czoła przykleiły mu się ciemne kosmyki włosów, a do rany na szyi przycisnął dłoń. Mimo to nie mógł zatamować strumienia, który niedługo mógł znacząco osłabić chłopaka. Omiótł przeciwnika lodowatym spojrzeniem i wykrzywił usta w grymasie złośliwego uśmiechu. Zaraz potem z całej siły kopnął go w bok, aż skulił się przyciskając dłonie do brzucha
- Teraz tak. Spróbuj za nami iść, a pożałujesz. Żyjesz tylko ze względu na Vesper. - Ruszyliśmy w dalszą drogę. Dzięki tej walce zrozumiałam, że pomimo tego, że Otto za wszelką cenę chciał pokazać swoją siłę, wytrwałość i bezduszność, gdzieś w jego wnętrzu krył się mały zalążek dobra, ukryty gdzieś pomiędzy żądzą mordu i marzeniach o wypruwaniu flaków swoich przeciwników. To, że miał litość do mnie, Blue, a teraz nawet i Matta świadczyło o jego dobroci. Pokręciłam głową. Zaszantażował mnie, że jeśli się do niego nie przyłączę, zabije mnie, Blue pozwolił się zabić, a Matta pobił niemal do nieprzytomności. Bronił się. Ale zranił Matta dotkliwiej, niż otrzymał w zamian. Otton był brutalny. Ale... cóż powinnam właściwie o nim myśleć? Westchnęłam. Był jaki był. Mogłam obwiniać i usprawiedliwiać jego poczynania bez końca, ale przecież byliśmy na Igrzyskach. Czegóż innego powinnam się spodziewać po ludziach zamkniętych na arenie by walczyć o przetrwanie? Wyrzuciłam z głowy myśl o nim. To nie Igrzyska definiowały człowieka, a jego poczynania w życiu codziennym. Jaka szkoda, że nie miałam szansy poznać go wcześniej. Może nie miałabym wtedy takich problemów z moją opinią o nim. No cóż, co się stało to się nie odstanie.
Po dwugodzinnym marszu zatrzymaliśmy się. Powoli zapadał zmrok, dlatego postanowiliśmy rozbić obóz, odsuwając się znacznie od ścieżki. Rozłożyliśmy swoje śpiwory na ziemi i podzieliliśmy jedzenie po równo. Posiłek spożyliśmy w milczeniu, a następnie objęłam wartę, siedząc w śpiworze oparta o pień drzewa. Wiedziałam, że pomimo zmęczenia nie zasnę, a chciałam, by zmęczony walką Otton wypoczął i zdobył siłę na następny dzień. Bałam się przyznać sama przed sobą, że chodziło również o mój lęk przed nim. W dłoniach trzymałam nóż. Wodziłam palcami wzdłuż jego klingi, dotykałam ostrza i rękojeści. Metal był zimny w dotyku i lekko chropowaty, jednak jego ciężar uspokajał mnie na swój dziwny sposób. Oddychałam głęboko wpatrując się w widoczne za drzewami wysokie wieżowce. Szklane budynki były pozostałością po stworzoną na potrzeby Igrzysk Dzielnicą Zachodnią. A więc zmierzamy w kierunku domu, pomyślałam. Zaczęłam przypominać sobie twarze mamy, siostry i Cassidy. Wszystkie trzy były niezwykle odległe i spoglądałam na nie jak przez mgłę. Przypomniała mi się ostatnia rozmowa z rodzicielką, tuż przed tym jak pojechaliśmy do centrum szkoleniowego. Siedziała rozparta w fotelu, dumna, że jej dziecko ma szansę "zdobycia sławy" i "przyniesienia chwały rodzinie". Załkałam, więc aby zdusić w sobie ból i płacz, przygryzłam swoją dłoń. Łzy spływały smętnie po moich zapadniętych policzkach. Wycierając je bezwiednie dotknęłam niewidzącego oka. Przyzwyczaiłam się do jego wadliwości i przestałam się nawet tym przejmować, zachowywałam się tak, jakby nie działało od zawsze.
Coś zapiszczało. Ujrzałam biały spadochronik spadający z nieba kilkadziesiąt metrów obok nas. Prezent od sponsorów? Zwlokłam się z ziemi i podeszłam do metalowego kwadratowego pakunku. Otwarłam go. W środku znajdował się talerz z pieczonym kurczakiem, a pod nim złożona na cztery części mała karteczka. Sięgnęłam po nią i rozłożyłam ją.

Kapitolińczycy właśnie zdali sobie sprawę, że trybuci umierają naprawdę.
 Właśnie starają się zrobić wszystko, by uratować ocalałych z areny. W samą porę, zobaczymy co z tego wyniknie.
  Katniss.

1 komentarz:

Obserwatorzy