W tamtym momencie nie byłam w stanie zrobić nic innego, jak rzucić się w objęcia Ottona i wyszlochać się za wszystkie czasy, kiedy przybierałam maskę twardej zawodniczki, niepoddającej się mimo poważnie uszkodzonego oka i wielokrotnego znoszenia bólu. Wiedziałam, że chłopak był zaskoczony moją nagłą reakcją, jednak pozwolił mi ukoić ból w swoim ramieniu, nieśmiało dotykając moich pleców.
- Wybacz, Vesper. To był jej wybór - szepnął z twarzą ukrytą w moich włosach. Pokiwałam głową, wciąż nie mogąc powstrzymać toczących się po moich policzkach łez. Po chwili wyczułam napięcie w jego mięśniach, dlatego też zrozumiałam, że powinnam zwolnić uścisk i odejść krok w tył.
- Rozumiem to - odparłam siadając na trawie. Różowe kwiaty przybrały barwę szkarłatu w miejscu, gdzie padło martwe ciało Blue - ilu właściwie nas zostało? - zapytałam, a chłopak opadł na ziemię obok mnie.
- Niech no pomyślę... my, Hadria, Matthew i Beatryce? Chyba to wszyscy - zastanowił się wyliczając wszystkich na palcach rąk, a raczej ręki. J e d n e j ręki. Została nas garstka, wszyscy ginęli w zastraszającym tempie, a ja nie mogłam być pewna jak długo zdołam utrzymać jeszcze sojusz z Ottonem. Szczerze powiedziawszy, nie chciałam, żeby to on był poza mną ostatnim ocalałym. Czy powinnam odejść? Zdecydowanie tak. W tamtej chwili nie byłam jednak na to gotowa. Co będzie to będzie, pomyślałam i wstałam otrzepując tył spodni.
- Myślisz, że uda nam się jakoś z zaskoczenia wyeliminować pozostałych? Czy pozwolimy im się pozabijać nawzajem? - spojrzał na mnie nieprzeniknionym wzrokiem i rozłożył się na ziemi
- Obawiam się, że równie prawdopodobne jest, że inni myślą to samo o nas - odparł spokojnie - chociaż właściwie nie jest powiedziane, że wiedzą o naszym sojuszu. Myślę, że jakby się zastanowić, można łatwo odgadnąć ich taktykę i zaatakować. O ile wiesz, gdzie ich spotkamy - mówił do rzeczy, to fakt. Jednak zapomniał, że pozwalając umrzeć Blue, która wpadła na swojej drodze i na Kocicę i na Matthewa pozbawił nas szansy dowiedzenia się o miejscach, w których rezydowali - Hadria jest w którejś tam części kotem, a jak wiemy koty chodzą własnymi ścieżkami. Tym tropem możemy dojść do tego, że działa sama - rzekł marszcząc przy tym brwi. Podrapał się po podbródku i zabawnie wykrzywił usta
- Matthew podobno oszalał, więc raczej też będzie się trzymał od wszystkich z daleka, prawda?
- Niekoniecznie. Równie dobrze mógł zawrzeć sojusz z Beatryce i zaplanować morderstwo, kiedy tylko ona będzie najmniej się tego spodziewać
Rany, potrafił nieźle odgadnąć ludzkie zamiary. Spokojne, psychologiczne zagrania. Pewnie swoje ofiary również omotywał tak, by działały instynktownie i kierowały się adrenaliną. A skoro o tym mowa...
- Ilu ludzi zabiłeś na arenie? - dosięgło mnie lodowate i rażące niczym słońce spojrzenie stalowych oczu
- Naprawdę? Naprawdę cię to interesuje? Mogłaś zapytać o wszystko - o pogodę, rozmiar buta, czy dobrze bawię się na Igrzyskach, czy nie denerwuje mnie brak toalet na arenie, a ty chcesz się dowiedzieć ile morderstw popełniłem w ciągu ostatnich trzech tygodni? - ton równie zimny jak sopel lodu i równie ostry jak brzytwa. Zrobiło mi się głupio, jednak nieśmiało pokiwałam głową. Otton westchnął z irytacją
- Pięciu. Czy teraz czujesz się usatysfakcjonowana? - nie czekając na odpowiedź wstał i odszedł kilka kroków
- Nie chciałam cię urazić, naprawdę - spojrzał na mnie, jednak tym razem z pewną skruchą
- Nie chodzi mi o urazę. Po prostu czuję wstyd i zażenowanie i wiem, że twarze tych ludzi będą mi się długo śnić po nocach. Zakładając, że przetrwam Igrzyska. Jeśli nie, a o ile istnieje c o ś po śmierci, to i tam oni będą mnie prześladować. Tego jedynie jestem pewien.
Przykra wizja. Miałam na sumieniu zaledwie jedno ludzkie życie, w dodatku zabiłam w obronie własnej, a sama czułam się z tym okropnie.
- A gdybym się nie zgodziła na sojusz z tobą...
- Czy bym cię zabił? - dokończył za mnie i uśmiechnął się półgębkiem - bez wahania
Mina mi nie zrzedła. Wiedziałam, że taką odpowiedź mogę uzyskać i nie winiłam go za udzielenie jej - ruszajmy. Wkrótce przestanie tu być bezpiecznie, a ja nie chcę nas narażać na nieprzyjemności ze strony innych trybutów czy organizatorów Igrzysk
- Dokąd więc się udamy? - zapytałam próbując dostrzec cokolwiek ponad koronami drzew.
- Byłem w mieście, gdy budynki nagle zaczęły popadać w ruinę. Udało mi się uciec i kiedy znalazłem się w bezpiecznej odległości od upadających gmachów chciałem się porozglądać i poszukać ewentualnego schronienia, na wypadek, gdyby w lesie zrobiło się niebezpiecznie. Zobaczyłem, że nie całe miasto się zniszczyło, zachowało się kilka wieżowców. Myślę, że to może być dobre miejsce na kryjówkę
Być może, właśnie. Niczego nie mogliśmy być przecież pewni. Po krótkich, lecz dokładnych przygotowaniach zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy przed siebie, chcąc dostać się do wspomnianych przez Ottona biurowców. Postanowiliśmy przejść na około, przez las, wiedząc, że ta droga jest bezpieczniejsza, niż przedzieranie się gruzowiskiem w upalny dzień.
- Vesper, stój - Otton zatrzymał mnie ręką, na co ja spojrzałam na niego pytająco. Chłopak przykucnął i wskazał palcem krzaki, wyciągając nóż z pochwy najciszej jak tylko umiał. Idąc jego śladem również przycupnęłam na ziemi i jedynie głowę wyciągnęłam najmocniej jak umiałam, by zobaczyć co sprawiło, że postanowił się skradać.
Zamarłam.
Bełkotliwy, lecz dziwnie znajomy głos wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. Nerwowy chichot postaci i jej nagłe głośne sapnięcia przypominały zachowanie osoby chorej na umyśle. Tak samo cała sylwetka tego kogoś. Stał tyłem do nas, zgarbiony, kręcił się w lewo i w prawo, ręce trzymając przykurczone przy klatce piersiowej. Kręcone włosy opadające niemalże na nagie łopatki mężczyzny były skołtunione i przetłuszczone, a plecy brudne, poranione i spocone. Postać miała na sobie jedynie spodnie - a raczej ich nędzne strzępy. Śmiech nie ustawał, a mnie denerwował mój brak umiejętności przyporządkowania głosu do osoby, do której należał. W końcu jednak chłopak odwrócił się do nas. Szaleńcze oczy miał wytrzeszczone i patrzące jakby daleko przed siebie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pisnęłam krótko, co wystarczyło, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Otton rzucił mi długie karcące spojrzenie, a ja nie przejmując się nim wstałam z miejsca.
- A gdybym się nie zgodziła na sojusz z tobą...
- Czy bym cię zabił? - dokończył za mnie i uśmiechnął się półgębkiem - bez wahania
Mina mi nie zrzedła. Wiedziałam, że taką odpowiedź mogę uzyskać i nie winiłam go za udzielenie jej - ruszajmy. Wkrótce przestanie tu być bezpiecznie, a ja nie chcę nas narażać na nieprzyjemności ze strony innych trybutów czy organizatorów Igrzysk
- Dokąd więc się udamy? - zapytałam próbując dostrzec cokolwiek ponad koronami drzew.
- Byłem w mieście, gdy budynki nagle zaczęły popadać w ruinę. Udało mi się uciec i kiedy znalazłem się w bezpiecznej odległości od upadających gmachów chciałem się porozglądać i poszukać ewentualnego schronienia, na wypadek, gdyby w lesie zrobiło się niebezpiecznie. Zobaczyłem, że nie całe miasto się zniszczyło, zachowało się kilka wieżowców. Myślę, że to może być dobre miejsce na kryjówkę
Być może, właśnie. Niczego nie mogliśmy być przecież pewni. Po krótkich, lecz dokładnych przygotowaniach zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy przed siebie, chcąc dostać się do wspomnianych przez Ottona biurowców. Postanowiliśmy przejść na około, przez las, wiedząc, że ta droga jest bezpieczniejsza, niż przedzieranie się gruzowiskiem w upalny dzień.
- Vesper, stój - Otton zatrzymał mnie ręką, na co ja spojrzałam na niego pytająco. Chłopak przykucnął i wskazał palcem krzaki, wyciągając nóż z pochwy najciszej jak tylko umiał. Idąc jego śladem również przycupnęłam na ziemi i jedynie głowę wyciągnęłam najmocniej jak umiałam, by zobaczyć co sprawiło, że postanowił się skradać.
Zamarłam.
Bełkotliwy, lecz dziwnie znajomy głos wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. Nerwowy chichot postaci i jej nagłe głośne sapnięcia przypominały zachowanie osoby chorej na umyśle. Tak samo cała sylwetka tego kogoś. Stał tyłem do nas, zgarbiony, kręcił się w lewo i w prawo, ręce trzymając przykurczone przy klatce piersiowej. Kręcone włosy opadające niemalże na nagie łopatki mężczyzny były skołtunione i przetłuszczone, a plecy brudne, poranione i spocone. Postać miała na sobie jedynie spodnie - a raczej ich nędzne strzępy. Śmiech nie ustawał, a mnie denerwował mój brak umiejętności przyporządkowania głosu do osoby, do której należał. W końcu jednak chłopak odwrócił się do nas. Szaleńcze oczy miał wytrzeszczone i patrzące jakby daleko przed siebie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pisnęłam krótko, co wystarczyło, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Otton rzucił mi długie karcące spojrzenie, a ja nie przejmując się nim wstałam z miejsca.
Nie wiem co spowodowało tak długi brak rozdziału, ale fajnie, że już jesteś. Rozdział jak zwykle super.
OdpowiedzUsuń