czwartek, 4 lipca 2013

X

Nie miałam pojęcia jak długo spałam. Nie miałam pojęcia co stało się ubiegłego dnia. W mojej pamięci zachowało się jedynie wspomnienie upadającego budynku i rozpryskującego się na wszystkie strony szkła, lecz nie wiedziałam, o co właściwie chodziło- z resztą nawet nie chciałam. Co potem? Ledwo wczołgałam się po schodach wieżowca, w którym chciałyśmy się ukryć z Blue.
Otwarłam oczy. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo widziałam tylko na jedno oko. Spanikowałam. Całe moje ciało wypełniło niemiłe uczucie gorąca. Uniosłam dłoń i pomachałam nią na wysokości oczu, niestety nic nie widząc w prawym narządzie wzroku.
-B- Blue? Blue!- zawołałam łamiącym się głosem. -Blue, nie widzę!
Dziewczyna przybiegła najszybciej, jak tylko mogła. Położyła mi ręce na ramionach i kojącym głosem starała się uspokoić moją rozhisteryzowaną i krzyczącą z przerażenia osobę.
-Co się ze mną dzieje?- zasłoniłam sobie twarz i przetarłam oczy. Poczułam silną falę bólu. Syknęłam.- Co jest?
-Trzy dni temu wbiło ci się szkło. Sponsorzy przysłali nam sprzęt chirurgiczny, abym mogła je usunąć, jednak nie udało się uratować twojego oka. Wiedziałam, że to może się stać i ostrzegałam cię przed tym. Jak widać, moje słowa sprawdziły się.- Blue mówiła beznamiętnym, suchym tonem. Zrozumiałam, że straciłam wzrok w prawym oku.
-Jak to wygląda?- spytałam.
-Co?
-Moje oko! Jest w aż tak złym stanie?- Powoli pokiwała głową. Skinęłam. Chyba wolałam nawet tego nie widzieć.- A jak z innymi trybutami? Czy ktoś umarł?
-Tak. Jeden chłopak z Góry. O ile się nie mylę nazywał się Griffin.
-Griffin?- powtórzyłam. To chłopak z sojuszu Matta, prawda?- Dziewczyna wzruszyła ramionami.
      Milczałyśmy długo. W końcu jednak dokonałyśmy dokładnych oględzin plecaków, kiedy okazało się, że nasze zapasy drastycznie się skurczyły. Niebieskowłosa postanowiła, że zostanę w wieżowcu i przyzwyczaję się do bieżącej sytuacji, jednak ja uparłam się, że pójdę z nią- nie chciałam się użalać nad sobą- musiałam w tempie błyskawicznym nauczyć się żyć ze swoim kalectwem.
***
Nie było mi łatwo, czułam się, jakby ktoś kazał mi biegać bez jednej nogi, jednak postanowiłam, że się nie poddam, dlatego mimo braku wzroku w oku wciąż parłam do przodu i starałam się robić wszystko, żeby tylko przeżyć.
Szłyśmy ulicą, rozglądając się na boki (Blue starała się też mnie osłaniać z tyłu), szukając możliwości zapełnienia plecaków. Rozejrzałam się. Na pustej ulicy ciągnęły się rzędy sklepów obuwniczych i butików z różnymi fikuśnymi kolorowymi ubraniami na witrynach. Stanęłam przy chłodnej szybie drzwi i oparłam się o nią czołem. Wciąż nie mogłam uwierzyć w swoje nieszczęście. Moja chwila zadumy nie trwała jednak długo. Po chwili usłyszałam w oddali głośny wybuch, a po nim zobaczyłam upadające budynki, szyby wypadające z ram okien i wielkie ściany ognia. Ognia, który wyjątkowo szybko się rozprzestrzeniał. Zaraz potem dosięgnął mnie błagalny, mrożący krew w żyłach krzyk jednej z trybutek. Zerknęłam na Blue, lecz tylko na ułamek sekundy, bo nagła eksplozja tuż obok niej poderwała mnie z ziemi tak, że odleciałam kilkanaście metrów dalej, lądując boleśnie na plecach. Wszystkie budynki po kolei zaczęły się osuwać i walić. Wokół nas krążyły tumany pyłu i kurzu, dym unosił się w powietrzu, drażniąc moje nozdrza. Z sykiem wciągnęłam powietrze. Czułam, że plecy są mocno zdarte, możliwe nawet, że do mięsa. Ciepłe strużki krwi popłynęły z rany wytworzonych podczas upadku. Moją motywacją w tamtej chwili było zdanie "nie daj się zabić, żeby nie wiem co się działo, ty nie możesz dać się zabić!". Ignorując swoje cierpienie, poderwałam się na równe nogi i podbiegłam ratować również i Blue, która z ledwością oddychała po upadku. Mimo jej protestów i krzyków, postawiłam ją na równe nogi i zmusiłam do biegu, a sama zaczęłam z determinacją szukać mojego topora i plecaka, który upuściłam podczas wybuchu.
Nie wiem, co się stało z moim tobołkiem. Cieszyłam się, że udało mi się przynajmniej znaleźć broń. Nieźle musiałam się natrudzić, by wygrzebać siekierę spod gruzu, łamiąc sobie przy tym paznokcie i zdzierając z palców skórę. Tego dnia zdecydowanie los mi nie sprzyjał. Gdy wstałam z klęczek i otrzepałam się z pyłu wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Popatrzyłam dookoła siebie. Arena przestała przypominać Kapitol. W tym momencie stałam na wielkim pobojowisku, na którym w niektórych jedynie miejscach stały wysokie wieżowce. Całe gruzowisko otoczone było dosyć gęstym lasem, a gdzieniegdzie spod zawaliska wystawały ręce, lub głowy zakopanych trybutów, w większości zapewne martwych. Znów udało mi się przeżyć. Wtedy nastąpiły kolejne wybuchy armatnie. Pierwsze. Drugie. Trzecie. Czwarte. A więc zostało nas ośmioro... Finałowa ósemka. Ha! Nie spodziewałam się, że tak szybko do niej dojdzie, jednak cieszyłam się myślą, że byłam coraz bliższa powrotu do domu.
Powoli zachodziło słońce, a ja nie chciałam pozostać na widoku, dlatego czym prędzej udałam się na poszukiwanie jakiegokolwiek schronienia. Rano znajdę Blue, obiecałam sobie, gdy natrafiłam na niewysoki fragment muru, na który upadła betonowa ściana budynku, tworząc ciasną i ciemną, ale bezpieczną kryjówkę, w której można spokojnie przespać noc. Nie miałam już siły oglądać twarzy poległych trybutów. Jedynie pozostało mi się modlić o to, że Blue i Matt wciąż żyją...
***
Skwar. Cóż za okropny skwar. Z  ledwością wygrzebałam się ze swojej nory, zalewając się przy tym potem. Powoli rozprostowałam skamieniałe kości i popatrzyłam dookoła. Z nieba biło niemiłosierne gorąco, które rozmywało ruiny Kapitolu widniejące na horyzoncie. Nie miałam pojęcia dlaczego organizatorzy postanowili zniszczyć nam arenę. Mogłam się jedynie domyślać, że stało się to ze względu na potrzeby finału, który miał być groźny, agresywny i równie trudny do przeżycia. Powoli ruszyłam przed siebie, potykając się co chwilę i raniąc sobie dłonie, gdy upadłam na ostre kamienie. Wstałam i z sykiem wciągnęłam powietrze. Po długich godzinach marszu po niewygodnym podłożu, spocona, zmęczona i spragniona opadłam na kamienie, chcąc chwilę odpocząć. Topór rzuciłam sobie pod nogi i głowę wsunęłam pomiędzy rozkraczone nogi, dysząc ciężko.
-No no! Kogo ja widzę!- usłyszałam nad sobą znajomy głos, od którego włoski zjeżyły mi się na karku...

18 komentarzy:

  1. Super!Nie patrzyłem na błędy zbytni mnie wciągnęło

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam ten rozdział już po północy, ale byłam taka wykończona, że nie zdołałam napisać komentarza. Więc teraz to nadrabiam.
    Idzie ci coraz lepiej, akcja trochę przyśpieszyła. Mam nadzieję, że teraz trochę pomęczysz finałową ósemkę, zanim połowę z nich zabijesz.
    To super, że opuściła cię brakowena, moja jakoś nie chce mnie opuścić...
    Błędów nie zauważyłam, a jak są to na pierwszy rzut oka nikt ich nie spostrzeże. ;)
    Dobra, rozpisałam się, więc czas kończyć ten komentarz.
    Tak więc: Życzę przeogromnej weny, która pozwoli ci pomieścić wszystko w następnych rozdziałach, co zdążyłaś wymyślić. :D
    Pozdrawiam!
    Layka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetny rozdział! Biedna Vesper...
    Czekam na next!
    Pozdrawiam
    A.

    PS. Nominowałam Cię do Versatile Blogger, po szczegóły zapraszam na: http://zero-strachu.blogspot.de/2013/07/the-versatile-blogger.html ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby piszesz jak zawsze, ale jednak czegoś mi tu zabrakło. Jak dla mnie Vesper za szybko traci sojuszniczki i zdrowie, ale to tylko moje skromne zdanie.
    Pozdrawiam i życzę weny - Z-A

    OdpowiedzUsuń
  5. Auuu nie wiem jak by mi się żyło bez jednego oka. Zastanawia mnie czyj to głos, a pomysłów mam co niemiara :P Co do akcji faktycznie przyśpieszyła, ale ja sama niestety mam z tym problemy, choć sądzę, że ty akurat teraz nieźle pomęczysz finałową ósemkę :D JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!! Życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest ok, akcja jest, ale coś szybko się rozwija. taka szybka akcja bardziej mi pasuje do krótkich opowiadań i wydaje mi się, że "Twoje" igrzyska szybko się zakończą. Poza tym nie mam żadnych uwag. Życzę weny i zapraszam do siebie
    http://drugastronalustraa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Jak zwykle. ;)
    Wow, już finałowa 8.A dopiero czytałam jak losowali Vesper...
    A tak w ogóle to biedna Ves. Masakra, nie widzieć na jedno oko.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny cudowny blog o Igrzyskach, kocham takie opowiadania *.*
    Pomysłowa arena ehhh.
    + Zapraszam do mnie, ja również prowadzę bloga o tematyce Igrzysk, mam nadzieje, że Cię zaciekawi. :)
    Pozdrawiam.
    http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy napiszesz następny rozdział bo nie mogę się doczekać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się sprężę to nawet jutro, albo pojutrze ;)

      Usuń
  10. Super, akcja toczy się szybko, ale mi to nie przeszkadza :) Czekam na kolejne rozdziały :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! Dopiero trafiłam na Twojego bloga, ale już mi się podoba ;)
    Dzielnie nadrabiam rozdziały i czekam na ciąg dalszy.
    Masz świetny styl, bardzo przyjemnie się czyta ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie jeśli będziesz miała ochotę :)
    Również tematyka Igrzysk ;) http://glodowa-arena.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej można by prosić nową części ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście ;). Postaram się napisać najszybciej jak się da, bo ledwo co wróciłam z obozu ;).

      Usuń

Obserwatorzy