Tego rana zbudził mnie wielki huk za oknem. Błyskawicznie
usiadłam na łóżku, rozglądając się dookoła. Zrzuciłam z siebie satynową
narzutę, pod którą spałam i podeszłam do okna. Dopiero co zaczynało świtać.
Niebo barwy gwieździstej czerni powoli znikało, zastępowane przez pomarańczowo-
różową poświatę, ozdobioną w pierzaste, kolorowe chmurki. Szklano - lustrzane
budynki już wtedy zaczęły tonąć w pierwszych złotych promieniach słońca, a na
dworze nie można było zastać nikogo, oprócz pijanej kapitolińskiej
młodzieży, dopiero co wracającej z całonocnej imprezy. Trudno było mi
przełknąć fakt, że gdybym nie została wylosowana, pewnie świętowałabym razem z
nimi. Odszukałam wzrokiem źródła głośnego dźwięku. To był mężczyzna, który
wypuszczał w niebo wielokolorowe fajerwerki. Och, szkoda tylko, że w porę, w
którą wszyscy Kapitolińczycy jeszcze słodko chrapali w swoich łóżkach.
Westchnęłam głośno, przeczesując palcami ciemne włosy, jedwabiste w dotyku
przez szampon, którego tu użyłam. Wbrew pozorom byłam wypoczęta i wyspana, dlatego też nie
wróciłam z powrotem do łóżka, a udałam się do łazienki, wziąć szybki prysznic.
Wybrałam interesujące mnie opcje i spokojnie zaczęłam się namydlać, spłukiwana
jednocześnie ciepłą, niegorącą wodą. Następnie przebrałam się w strój podobny
do wczorajszego i udałam się do salonu. Jak się spodziewałam - w pomieszczeniu
panowała przyjemna cisza i nie było nikogo, jak mi się wpierw wydało.
Rozejrzałam się po pokoju. Na szklanym stole jadalnianym stały już misy i wazy
ze śniadaniem. Widziałam to wszystko dokładnie, choć do salonu ledwo co wpadały
promienie słoneczne. Popatrzyłam dalej. Nic się przez noc nie zmieniło. Wtedy
zobaczyłam, że ktoś leży na sofie. Cicho podeszłam do kanapy i nachyliłam się.
Nie spodziewałam się takiego poruszającego widoku. Katniss, nasza mentorka spała przytulona do swojego męża, Peety. Oboje wyglądali na błogich i szczęśliwych. Kobieta leżała z głową na ramieniu mężczyzny, a ręce trzymała na jego klatce piersiowej. Jej ciemne włosy były pierwszy raz rozpuszczone, ułożyły się wokół jej głowy okręgiem, niczym brązowa aureola. Na twarzy mentorki widniał lekki uśmiech. Peeta zaś obejmował kobietę ramieniem, a usta trzymał blisko jej czoła. Jego palce lekko się poruszyły, dlatego też powoli wycofałam się do pokoju przestraszona, że obudziłam śpiącą parę. Nim jeszcze dotarłam do sypialni, natknęłam się na Matta. Chłopak uśmiechnął się, przeczesując jasne loki i już miał coś powiedzieć, kiedy przytknęłam palec do ust, by go uciszyć. Blondyn uniósł pytająco brwi.
- Katniss tu śpi - szepnęłam - Jak chcesz pogadać, to chodź do mnie - dodałam jeszcze i ruszyłam, a on w ślad za mną.
Klapnęłam na łóżko, wpatrując się w Matta.
- Co tak wcześnie wstałaś? - spytał wesoło, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Wzruszyłam ramionami.
- Jakiś głąb postanowił puszczać fajerwerki i przy okazji mnie zbudził - odparłam od niechcenia. Przyjaciel uśmiechnął się półgębkiem.
- Miałem dokładnie to samo - rzucił cicho. Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się do siebie.
- Matt, ja nie chcę z tobą walczyć - zaczęłam łamiącym się głosem. Jego promienisty uśmiech zbladł.
- Ja też nie. Boję się jednak chwili, w której będziemy musieli się zabić - padła odpowiedź. Westchnęłam ciężko - A może uzgodnimy, że nasze grupy będą się po prostu mijać, nie wyzywając się do walki, co ty na to? - zaproponował z nadzieją w głosie. Po chwili namysłu zgodziłam się.
- Tak będzie najlepiej, dla obu naszych sojuszy - rzekłam i uśmiechnęłam się lekko.
Minęła godzina, którą całą przegadałam z Mattem. Wtedy dopiero zrozumiałam, jak bardzo jestem głodna, dlatego oboje wyszliśmy, chcąc spożyć posiłek. Staraliśmy się zachowywać cicho, jednak oboje zauważyliśmy, że para mentorów siedzi przy naszym wspólnym stole, gawędząc ze sobą. Uśmiechnęłam się na ich widok. Sama od zawsze marzyłam o takiej miłości, jednak póki co się nie udało i nie zapowiadało się, że kiedykolwiek będę z kimś, kogo pokocham nad życie. Westchnęłam.
- Dzień dobry - przywitałam się pogodnie. Kobieta odpowiedziała mi lekkim uśmiechem. Peeta zasalutował żartobliwie, na co oboje zaśmiali się cicho. Wraz z przyjacielem zasiadłam do stołu i nałożyłam sobie na talerz górę jajecznicy i kilka pasków bekonu, prowadząc ze wszystkimi dosyć przyjemną rozmowę.
Po posiłku wszyscy udaliśmy się do sali treningowej, gdzie mieliśmy ćwiczyć do lunchu, po którym odbyć się miały testy na koniec treningu. Byłam lekko zestresowana, ale starałam się nie dawać tego po sobie poznać, dlatego gdy tylko winda na ćwiczenia się zatrzymała, ja wyskoczyłam z niej i doszłam do stanowiska noży. Chwyciłam jeden z nich i z całej swojej siły cisnęłam go w manekina. Ostrze wbiło się centralnie w gardło kukły.
- Cóż za siła, cóż za precyzja - skomentowała Blue, stając po mojej prawej stronie.
- Cóż za szybkość, cóż za śmiałość - dodała Angela, która zmaterializowała się u mej lewicy. Popatrzyłam się najpierw na jedną, potem na drugą i wyszczerzyłam się.
- Gdzie nauczyłaś się tak rzucać nożami? - spytała niebiesko włosa dziewczyna, która zdążyła już podejść do kędzierzawej Angeli i złapała ją za dłoń. Wzruszyłam ramionami. Poruszyła dosyć drażliwy dla mnie temat, gdyż tajemnicą moich umiejętności było... ciskanie nożami w młodszą siostrę Katherine vel Satan Deepnight. Cieszyłam się, że dziewczyna zaczęła się mnie bać po tym incydencie tak mocno, że nie pisnęła mamie o mojej agresji ani słowa. Jaki był tego powód? Po prostu działała mi na nerwy i wrzucała do poszewek na poduszki resztki owoców morza z obiadu.
- Wolisz nie wiedzieć - odszczeknęłam i zacisnęłam zęby. Blue wzruszyła ramionami i odeszła wraz z dziewczyną do stanowiska maskowania. Stałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w kukłę z moim ostrzem w gardle, gdy usłyszałam koło siebie, że ktoś podnosi nóż. Kątem oka przyuważyłam chłopaka, który dokładnie patrzył na broń trzymaną w dłoni. Z ciekawością wodził wzrokiem po idealnie zaostrzonej klindze i muskał kciukiem rękojeść. Miał ciemne włosy i szare oczy.
- Dobrze wyważony - odezwał się głębokim głosem, kiedy w końcu zorientował się, że od dłuższego czasu lustruję go wzrokiem.
- Taki ma być, przecież mamy z łatwością zabijać nim innych trybutów - odparłam znudzonym tonem. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i zaśmiał się.
- Niezwykle optymistyczne podejście do Igrzysk - zaśmiałam się gorzko na jego odpowiedź.
- Niespecjalnie widzi mi się skakanie z radości z powodu tego, że na arenie mogę zostać zabita już nawet w pierwszej minucie - zabrzmiała moja odpowiedź. Brunet dokonał dokładnych oględzin mojego wyglądu, nie pomijając żadnego szczegółu.
- Widziałem cię jak rzucałaś nożami. Nie jesteś taka zła, może nawet dożyjesz do wieczora - odpowiedział - No, chyba że wpadniesz na mnie - dodał i puścił mi oczko, odchodząc ze śmiechem. Widać, że żarty się go trzymają nawet w momencie, gdy psychicznie przygotowuje się do nieuchronnej rzezi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Fajnie byłoby mieć kogoś takiego w sojuszu. No ale cóż. Westchnęłam i cisnęłam kolejnym ostrzem, które tym razem minęło się z kukłą o parę centymetrów.
Do pomieszczenia wkroczyła kobieta imieniem Atala i oznajmiła nam, że nadeszła pora lunchu, po którym po kolei wzywani będą trybuci w kolejności chłopak, dziewczyna, chłopak, dziewczyna, z kolejnych dzielnic, zaczynając od Górnej, na Dolnej kończąc.
Zasiadłam do stołu, nałożywszy wcześniej na talerz jagnięciny z ryżem i zaczęłam powoli przeżuwać kolejne kęsy, nie zamieniwszy z nikim ani słowa. W końcu automatyczny głos zaczął wywoływać po kolei trybutów, a jadalnia powoli przerzedzała się. Tak jak się spodziewałam, moje imię zostało wyczytane jako ostatnie z naszej dzielnicy. Pożegnałam trybutów ostatnim spojrzeniem i weszłam samotnie na salę treningową. Rozejrzałam się po sali, zastanawiając się od czego powinnam zacząć. Oczy organizatorów czujnie śledziły każdy mój ruch, czekając na jakikolwiek pokaz umiejętności. W końcu odwróciłam się do nich twarzą.
- Vesper Deepnight, Kapitol Zachodni - zaczęłam ciężko i powoli udałam się do stanowiska z nożami. Chwyciłam po jednym na każdą rękę i powoli nimi rzuciłam, prosząc w duchu o celność. Jedno ostrze trafiło kukłę w goleń, a drugie zaś w brzuch. Byłam zadowolona. Popatrzyłam się na reakcję organizatorów. Tamci z aprobatą kiwali głowami, zapisywali coś, lub też szeptali sobie do ucha. Następnie chwyciłam topór i zaczęłam walić nim w kukłę. Tutaj nie szło mi tak łatwo. Dopiero za którymś z kolei ciosem udało mi się pozbawić manekina głowy.
- Dobrze, panno Deepnight, dziękujemy. Możesz wyjść z sali - powiedziała kobieta w fioletowej, natapirowanej czuprynie i makijażu przypominającym siatkę na twarzy. Skłoniłam się lekko i wyszłam z sali, udając się do wind stojących za drzwiami wejściowymi. Wydawało mi się, że poszło mi całkiem nieźle, choć o wyniku dowiem się dopiero za kilka godzin. W tym czasie postanowiłam udać się do sypialni, spokojnie się wykąpać i przebrać, a potem uciąć sobie drzemkę, uprzednio prosząc Torii o pobudkę na wyniki szkoleń.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Po około dwóch godzinach snu zostałam zbudzona przez naszą opiekunkę, więc po przetarciu zaspanych oczu udałam się do salonu, czekając, aż na ekranie pojawią się twarze Raphaela Linksa i jego dzisiejszego gościa, Fannię Greenlaw. Oboje zaczęli uprzejmą wymianę zdań na temat trybutów i pytali się nawzajem o swoich faworytów. Po krótkiej pogawędce, para w końcu przeszła do wygłaszania wyników. Wszyscy w pomieszczeniu w napięciu czekali na werdykt.
- Dzielnica Zachodnia poradziła sobie ze szkoleniem całkiem nieźle, tak mi się wydaje - zaczął Raphael.
- Rzeczywiście, to prawda. Pozwolisz, że jako pierwsza powiem o wyniku? - zapytała Fannia. Mężczyzna zgodził się skinięciem głowy. Na ekranie pojawiła się twarz Keitha, jego imię i nazwisko razem z cyfrą 6.
Chłopak nie wydawał się być zadowolony z wyniku, ale nie protestował. Popatrzyłam znów na ekran. Meyer zdobył siódemkę, a Matthew'a zaszczycono dziewiątką. Beatryce poklepała go po plecach i powiedziała mu kilka słów gratulacji. Teraz na ekranie widniała twarz Anandy z czwórką. Beatryce sięgnęła ósemki. W końcu zobaczyłam swoją twarz. W uszach słyszałam pulsującą krew i dudnienie serca, które rozluźniły się, gdy obok mojego zdjęcia również wyświetliła się cyfra osiem.
Nie spodziewałam się takiego poruszającego widoku. Katniss, nasza mentorka spała przytulona do swojego męża, Peety. Oboje wyglądali na błogich i szczęśliwych. Kobieta leżała z głową na ramieniu mężczyzny, a ręce trzymała na jego klatce piersiowej. Jej ciemne włosy były pierwszy raz rozpuszczone, ułożyły się wokół jej głowy okręgiem, niczym brązowa aureola. Na twarzy mentorki widniał lekki uśmiech. Peeta zaś obejmował kobietę ramieniem, a usta trzymał blisko jej czoła. Jego palce lekko się poruszyły, dlatego też powoli wycofałam się do pokoju przestraszona, że obudziłam śpiącą parę. Nim jeszcze dotarłam do sypialni, natknęłam się na Matta. Chłopak uśmiechnął się, przeczesując jasne loki i już miał coś powiedzieć, kiedy przytknęłam palec do ust, by go uciszyć. Blondyn uniósł pytająco brwi.
- Katniss tu śpi - szepnęłam - Jak chcesz pogadać, to chodź do mnie - dodałam jeszcze i ruszyłam, a on w ślad za mną.
Klapnęłam na łóżko, wpatrując się w Matta.
- Co tak wcześnie wstałaś? - spytał wesoło, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Wzruszyłam ramionami.
- Jakiś głąb postanowił puszczać fajerwerki i przy okazji mnie zbudził - odparłam od niechcenia. Przyjaciel uśmiechnął się półgębkiem.
- Miałem dokładnie to samo - rzucił cicho. Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się do siebie.
- Matt, ja nie chcę z tobą walczyć - zaczęłam łamiącym się głosem. Jego promienisty uśmiech zbladł.
- Ja też nie. Boję się jednak chwili, w której będziemy musieli się zabić - padła odpowiedź. Westchnęłam ciężko - A może uzgodnimy, że nasze grupy będą się po prostu mijać, nie wyzywając się do walki, co ty na to? - zaproponował z nadzieją w głosie. Po chwili namysłu zgodziłam się.
- Tak będzie najlepiej, dla obu naszych sojuszy - rzekłam i uśmiechnęłam się lekko.
Minęła godzina, którą całą przegadałam z Mattem. Wtedy dopiero zrozumiałam, jak bardzo jestem głodna, dlatego oboje wyszliśmy, chcąc spożyć posiłek. Staraliśmy się zachowywać cicho, jednak oboje zauważyliśmy, że para mentorów siedzi przy naszym wspólnym stole, gawędząc ze sobą. Uśmiechnęłam się na ich widok. Sama od zawsze marzyłam o takiej miłości, jednak póki co się nie udało i nie zapowiadało się, że kiedykolwiek będę z kimś, kogo pokocham nad życie. Westchnęłam.
- Dzień dobry - przywitałam się pogodnie. Kobieta odpowiedziała mi lekkim uśmiechem. Peeta zasalutował żartobliwie, na co oboje zaśmiali się cicho. Wraz z przyjacielem zasiadłam do stołu i nałożyłam sobie na talerz górę jajecznicy i kilka pasków bekonu, prowadząc ze wszystkimi dosyć przyjemną rozmowę.
Po posiłku wszyscy udaliśmy się do sali treningowej, gdzie mieliśmy ćwiczyć do lunchu, po którym odbyć się miały testy na koniec treningu. Byłam lekko zestresowana, ale starałam się nie dawać tego po sobie poznać, dlatego gdy tylko winda na ćwiczenia się zatrzymała, ja wyskoczyłam z niej i doszłam do stanowiska noży. Chwyciłam jeden z nich i z całej swojej siły cisnęłam go w manekina. Ostrze wbiło się centralnie w gardło kukły.
- Cóż za siła, cóż za precyzja - skomentowała Blue, stając po mojej prawej stronie.
- Cóż za szybkość, cóż za śmiałość - dodała Angela, która zmaterializowała się u mej lewicy. Popatrzyłam się najpierw na jedną, potem na drugą i wyszczerzyłam się.
- Gdzie nauczyłaś się tak rzucać nożami? - spytała niebiesko włosa dziewczyna, która zdążyła już podejść do kędzierzawej Angeli i złapała ją za dłoń. Wzruszyłam ramionami. Poruszyła dosyć drażliwy dla mnie temat, gdyż tajemnicą moich umiejętności było... ciskanie nożami w młodszą siostrę Katherine vel Satan Deepnight. Cieszyłam się, że dziewczyna zaczęła się mnie bać po tym incydencie tak mocno, że nie pisnęła mamie o mojej agresji ani słowa. Jaki był tego powód? Po prostu działała mi na nerwy i wrzucała do poszewek na poduszki resztki owoców morza z obiadu.
- Wolisz nie wiedzieć - odszczeknęłam i zacisnęłam zęby. Blue wzruszyła ramionami i odeszła wraz z dziewczyną do stanowiska maskowania. Stałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w kukłę z moim ostrzem w gardle, gdy usłyszałam koło siebie, że ktoś podnosi nóż. Kątem oka przyuważyłam chłopaka, który dokładnie patrzył na broń trzymaną w dłoni. Z ciekawością wodził wzrokiem po idealnie zaostrzonej klindze i muskał kciukiem rękojeść. Miał ciemne włosy i szare oczy.
- Dobrze wyważony - odezwał się głębokim głosem, kiedy w końcu zorientował się, że od dłuższego czasu lustruję go wzrokiem.
- Taki ma być, przecież mamy z łatwością zabijać nim innych trybutów - odparłam znudzonym tonem. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i zaśmiał się.
- Niezwykle optymistyczne podejście do Igrzysk - zaśmiałam się gorzko na jego odpowiedź.
- Niespecjalnie widzi mi się skakanie z radości z powodu tego, że na arenie mogę zostać zabita już nawet w pierwszej minucie - zabrzmiała moja odpowiedź. Brunet dokonał dokładnych oględzin mojego wyglądu, nie pomijając żadnego szczegółu.
- Widziałem cię jak rzucałaś nożami. Nie jesteś taka zła, może nawet dożyjesz do wieczora - odpowiedział - No, chyba że wpadniesz na mnie - dodał i puścił mi oczko, odchodząc ze śmiechem. Widać, że żarty się go trzymają nawet w momencie, gdy psychicznie przygotowuje się do nieuchronnej rzezi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Fajnie byłoby mieć kogoś takiego w sojuszu. No ale cóż. Westchnęłam i cisnęłam kolejnym ostrzem, które tym razem minęło się z kukłą o parę centymetrów.
Do pomieszczenia wkroczyła kobieta imieniem Atala i oznajmiła nam, że nadeszła pora lunchu, po którym po kolei wzywani będą trybuci w kolejności chłopak, dziewczyna, chłopak, dziewczyna, z kolejnych dzielnic, zaczynając od Górnej, na Dolnej kończąc.
Zasiadłam do stołu, nałożywszy wcześniej na talerz jagnięciny z ryżem i zaczęłam powoli przeżuwać kolejne kęsy, nie zamieniwszy z nikim ani słowa. W końcu automatyczny głos zaczął wywoływać po kolei trybutów, a jadalnia powoli przerzedzała się. Tak jak się spodziewałam, moje imię zostało wyczytane jako ostatnie z naszej dzielnicy. Pożegnałam trybutów ostatnim spojrzeniem i weszłam samotnie na salę treningową. Rozejrzałam się po sali, zastanawiając się od czego powinnam zacząć. Oczy organizatorów czujnie śledziły każdy mój ruch, czekając na jakikolwiek pokaz umiejętności. W końcu odwróciłam się do nich twarzą.
- Vesper Deepnight, Kapitol Zachodni - zaczęłam ciężko i powoli udałam się do stanowiska z nożami. Chwyciłam po jednym na każdą rękę i powoli nimi rzuciłam, prosząc w duchu o celność. Jedno ostrze trafiło kukłę w goleń, a drugie zaś w brzuch. Byłam zadowolona. Popatrzyłam się na reakcję organizatorów. Tamci z aprobatą kiwali głowami, zapisywali coś, lub też szeptali sobie do ucha. Następnie chwyciłam topór i zaczęłam walić nim w kukłę. Tutaj nie szło mi tak łatwo. Dopiero za którymś z kolei ciosem udało mi się pozbawić manekina głowy.
- Dobrze, panno Deepnight, dziękujemy. Możesz wyjść z sali - powiedziała kobieta w fioletowej, natapirowanej czuprynie i makijażu przypominającym siatkę na twarzy. Skłoniłam się lekko i wyszłam z sali, udając się do wind stojących za drzwiami wejściowymi. Wydawało mi się, że poszło mi całkiem nieźle, choć o wyniku dowiem się dopiero za kilka godzin. W tym czasie postanowiłam udać się do sypialni, spokojnie się wykąpać i przebrać, a potem uciąć sobie drzemkę, uprzednio prosząc Torii o pobudkę na wyniki szkoleń.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Po około dwóch godzinach snu zostałam zbudzona przez naszą opiekunkę, więc po przetarciu zaspanych oczu udałam się do salonu, czekając, aż na ekranie pojawią się twarze Raphaela Linksa i jego dzisiejszego gościa, Fannię Greenlaw. Oboje zaczęli uprzejmą wymianę zdań na temat trybutów i pytali się nawzajem o swoich faworytów. Po krótkiej pogawędce, para w końcu przeszła do wygłaszania wyników. Wszyscy w pomieszczeniu w napięciu czekali na werdykt.
- Dzielnica Zachodnia poradziła sobie ze szkoleniem całkiem nieźle, tak mi się wydaje - zaczął Raphael.
- Rzeczywiście, to prawda. Pozwolisz, że jako pierwsza powiem o wyniku? - zapytała Fannia. Mężczyzna zgodził się skinięciem głowy. Na ekranie pojawiła się twarz Keitha, jego imię i nazwisko razem z cyfrą 6.
Chłopak nie wydawał się być zadowolony z wyniku, ale nie protestował. Popatrzyłam znów na ekran. Meyer zdobył siódemkę, a Matthew'a zaszczycono dziewiątką. Beatryce poklepała go po plecach i powiedziała mu kilka słów gratulacji. Teraz na ekranie widniała twarz Anandy z czwórką. Beatryce sięgnęła ósemki. W końcu zobaczyłam swoją twarz. W uszach słyszałam pulsującą krew i dudnienie serca, które rozluźniły się, gdy obok mojego zdjęcia również wyświetliła się cyfra osiem.
Nie wiem co ty chcesz od tego rozdziału, fajny jest i już niedługo arena. ^^ Dopiero teraz zajarzyłam nazwisko XD Deepnight to w tłumaczeniu ciemna noc fajny pomysł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
Jaka słodka Katniss z Peetą ^_^
OdpowiedzUsuńRozdział jest w porządku, fajny ten chłopak ze szkolenia :>
Rzucała nożami w siostre? O.o
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny ^_^
Taak, rzucała nożami w siostrę. Vesper działa dosyć impulsywnie, najpierw myśli, potem robi, a swojej siostry nienawidzi i jest w stanie zrobić jej krzywdę XD
Usuń*najpierw robi, potem myśli xd
UsuńOsobiście się nie dziwię rzucaniu nożami w siostrę. Czasami też mam taką ochotę :P, ale no cóż... to nielegalne.
UsuńGłówna bohaterka dosyć mocno kontrastuje z innymi ludźmi z Kapitolu, dosyć ciekawy pomysł, który mi się spodobał.
Wizualnie blog nieźle pomyślany.
Przeczytałam, ba pochłonęłam, Twoje wcześniejsze rozdziały. Są świetne. Jedyne co mi nie pasuje to to podejście Vesper do mody itp. Nie zachowuje się jakby urodziła się w Kapitolu.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie postać Kocicy i tego chłopaka od noży...Nie wspominając o tym jak niecierpliwie czekam na rozpoczęcie Igrzysk.
A tak w ogóle to jak słodko (Katniss & Peeta) :3
Obserwuję i dodaję Twój blog do zakładek "Polecane" u mnie.
Czekam na kolejny rozdział!
Weny!
http://oczami-scarlett.blogspot.com/
Dziękuję serdecznie za opinię :3. chętnie też poczytam Twoje opowiadanie :3
UsuńNominowałam Cię do Liebster Award! Szczegóły u mnie na blogu w zakładce "Nominacje". :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, ja też chce tak umieć c; *o*
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszm do mnie ; dd
http://katniss-and-gale.blogspot.com/