W końcu winda zatrzymała się, a my powoli z niej wyszliśmy.
Przed nami otworem stały wielkie, metalowe, dwuskrzydłowe drzwi o dużej grubości.
Cała nasza gromadka wkroczyła na salę treningową, w której znajdywała się już
większość trybutów. Swoim przybyciem przykuliśmy wzrok większości nastolatków,
którzy bez skrępowania dokonywali dokładnych oględzin naszego wyglądu i
oceniali nasze możliwości. Ja również przyglądałam się każdemu po kolei,
wyszukując tych, którzy mogą wydawać się najgroźniejsi ze wszystkich. Póki co
wynalazłam Kocicę z Wschodu, która z gracją i zwinnością przesuwała się po sali,
szukając odpowiedniej broni, po czym ostrym pazurem przejechała po jednej z
kukieł, rozpruwając jej materiał. Musiała zauważyć, że się jej przyglądam,
bowiem spojrzała na mnie, posłała mi groźny uśmiech, a jej oczy lśniły, jakby
miały przez to powiedzieć "uważaj na mnie, bo użyję pazurów".
Natychmiastowo wzdrygnęłam się i przykułam wzrok do
wysokiego, umięśnionego chłopaka spod windy. Stał, podrzucając nóż w dłoni, na
jego ustach kwitł lekki uśmiech, a koło niego stała wysoka blondynka o
szkarłatnych końcówkach włosów i przerażonych oczach. Wydawała się być
płochliwa i w każdej chwili gotowa uciec stamtąd jak najdalej. Popatrzyłam dalej.
Kobiecy chłopiec, który stał na rydwanie z Kocicą, spiął włosy w kucyka, a usta
miał pomalowane na rażący róż. Nie wiem nawet, co on robił, bo wciąż tylko błądził
spojrzeniem po wszystkich i liczył coś na drżących palcach, jakby próbował coś
wyrachować, a w dodatku mruczał pod nosem. Kolejno spojrzałam jeszcze na parę
dziewcząt z Dołu, które uprzedniego wieczoru kłóciły się z mentorką, aby mogły
pojechać na rydwanie razem. Trybutki ściskały się mocno za ręce i nie
odstępowały od siebie na krok, przerażone utratą towarzyszki. W pewnym momencie
wydawało mi się, że obie się wzajemnie wypełniały. Jedna z nich miała błękitną,
nastroszoną w kolce czuprynę i spokojne ciemne oczy. Druga była od
wcześniejszej odrobinę szczuplejsza, choć tamta sama była skórą i kośćmi. Miała
dosyć długie kędziorki na całej głowie i smutne spojrzenie. Na późniejsze
oględziny nie było czasu, bowiem do sali weszła podstarzała kobieta imieniem Atala,
która wyjaśniła nam zasady treningów.
Gdy wyszła, wszyscy zaczęli rozchodzić się do
interesujących ich stanowisk. Wraz z Mattem, który po chwili do mnie dołączył,
postanowiłam udać się do stanowiska noży.
- Zaczynaj - powiedziałam z uśmiechem w stronę chłopaka. Ten
wziął nóż do ręki, zamachnął się i rzucił w tarczę. Ostrze z impetem wbiło się
w brzuch kukły. Blondyn z aprobatą pokiwał głową i kolejny nóż podał mi.
Wyważyłam go w dłoni i posłałam go w manekina. Niestety mój cios był zbyt
delikatny, więc broń odbiła się od tarczy i z brzękiem upadło na podłogę.
Usłyszałam cichy śmiech trybutów, którzy również stali przy stanowisku.
Przygryzłam wnętrze policzka i rzuciłam jeszcze jedno ostrze, które dla odmiany
wbiło się w czoło kukły. Nastolatkowie patrzyli teraz na mnie w milczeniu, a ja
posłałam im triumfalny uśmiech, odchodząc w stronę toporów i mieczy. Matt,
niczym wierny pies podreptał za mną.
Chwyciłam najlżejszy topór i z krzykiem rzuciłam się na
manekiny. Po kolei waliłam je na oślep, raz w brzuch, raz w głowę, raz w nogę,
czy rękę, aż w końcu jednej z nich odrąbałam głowę. Sama nie spodziewałam się u
siebie takiej siły, w końcu w życiu nie miałam okazji, ani potrzeby walczyć w ten sposób.
Blond loki chłopaka tańczyły wokół jego głowy, gdy nieporadnie zadawał ciosy
mieczem. Zdyszani udaliśmy się do stanowiska walki wręcz.
Tam natomiast miałam okazję przyjrzeć się zwinności i
szybkości Kocicy. Dziewczyna z gracją i wdziękiem kota zadawała ruchomej kukle
ciosy szponami i gdy tamta atakowała, potrafiła z lekkością odskoczyć, a gdy
ruchomy przedmiot próbował podciąć jej nogi- ta podskoczyła wysoko i nim
wylądowała na ziemi na "czterech łapach", kopnęła tak mocno, aż
symulatorowi przeciwnika odleciała głowa, która potoczyła się kilka metrów dalej.
Dziewczyna zasyczała niczym kot i wstała z uśmiechem. Cała ta walka była
niezwykle płynna i cicha, a w niektórych momentach kukła nie mogła nadążyć za
błyskawicznymi akcjami i sparringiem Kocicy.
- Nie macie czegoś trudniejszego do ogarnięcia? - spytała
osób, które miały pomagać podczas treningów wręcz. Głos blondynki był aksamitny
i czysty. Ci jednak pokręcili głowami. Wzruszyła ramionami - Szkoda.
Po jej przedstawieniu postanowiłam darować sobie walkę
wręcz i przeszłam się z powrotem do noży, aby tym razem pouczyć się jak
dokładnie i sprawnie nim ciąć.
Później, po długich i męczących godzinach ćwiczeń wszyscy
udaliśmy się na lunch. Wtedy to właśnie ucięłam sobie krótką pogawędkę z
dziewczynami z Kapitolu Dolnego. Dowiedziałam się, że niebieskowłosa ma na
imię Blue i to właśnie imię skłoniło ją do zmiany koloru na niebieski, a
kędzierzawa dziewczyna nazywa się Angela. Obie znały się niemal od zawsze, od
kołyski spędzały ze sobą czas i gdy jedna z nich została wylosowana podczas
dożynek, druga automatycznie zgłosiła się na ochotnika, by być ze swoją
ukochaną- czy wspomniałam, że dziewczyny były razem już prawie rok?
- A ty, Vesper? My już tyle o sobie opowiedziałyśmy, ale
wciąż nie wiemy o tobie prawie nic - powiedziała w końcu Blue. Otworzyłam usta,
lecz po chwili od razu je zamknęłam, nie wiedząc, co właściwie mogę o sobie im
opowiedzieć.
- Jak już wiecie, mam na imię Vesper i jestem z Kapitolu
Zachodniego. Do dożynek mieszkałam w domu razem z młodszą siostrą i matką,
która była niezwykle zakręcona na punkcie mody. Mój ojciec zginął w powstaniu,
piętnaście lat temu. Mam przyjaciółkę Cassidy, która liczy na moje zwycięstwo.
Ogólnie lubię towarzystwo ludzi, ale większość osób w mojej dzielnicy jest
lekko szurnięta - odparłam.
- Wydaje mi się, że normalnych ludzi w Kapitolu ciężko spotkać - Angela wyszczerzyła zęby w uśmiechu. W sumie całkiem przyjemnie mi się z nimi
rozmawiało, czułam, że możemy zawrzeć sojusz, co oczywiście im zaproponowałam.
Dziewczyny z uśmiechami na ustach się zgodziły, a ja czułam, że może na arenie
nie będzie aż tak źle, jak wpierw sobie to wyobrażałam. Słowa Beatryce
dotyczące traktowania Igrzysk jako grę się sprawdziły, bowiem nie bałam się już
tak mocno, jak wcześniej i dzięki temu nawet treningi wydawały mi się być
przyjemniejsze i bardziej efektywne.
Po posiłku ćwiczenia trwały dalej, a ja wraz z Blue i
Angelą postanowiłyśmy nauczyć się czegoś, co pomoże nam łatwiej pomóc przeżyć,
mianowicie odróżniać jadalne rośliny od trujących. Trening przeszłyśmy całkiem
sprawnie i to właśnie nas skłoniło, aby przyjrzeć się jeszcze stanowisku
łucznictwa i toru przeszkód. Tak jak się spodziewałam- łuk wcale nie wydawał
się być taki łatwy w obsłudze, jak pokazywali w telewizji. Samo naciągnięcie
cięciwy wymagało mocnej pracy mięśni, a wycelowanie strzały w kukłę również
było nie lada gimnastyką. W końcu jednak wypuściłam strzałę, która niekoniecznie
wbiła się celnie, ale byłam mimo to zadowolona, że chociaż spróbowałam.
Minęły kolejne godziny i trening zakończył się. Razem ze
wszystkimi trybutami z Kapitolu Zachodniego wsiadłam do windy i razem
pojechaliśmy do naszego penthouse'a, uprzednio naciskając guzik z numerem
dziesiątym. Tam powitała nas Torii, głodna wiadomości z treningu. Matt wraz z
Beatryce próbowali się przekrzyczeć, opowiadając o swoich ćwiczeniach.
Dowiedziałam się dzięki temu, że różowowłosa zawarła sojusz z Kocicą i kobiecym
chłopcem, Matt zaznajomił się z jakimiś dwoma chłopakami i dziewczyną z Góry, a
Keith postanowił wzajemnie chronić się z Meyerem.
- A ty, złotko? - zapytała mnie z uśmiechem Torii. Reszta
naszej ekipy popatrzyła się na mnie wyczekująco.
- Ja również zawarłam sojusz - odparłam tajemniczo.
- Z kim? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam
Katniss, która stała z rękoma skrzyżowanymi, wyczekując mojej relacji.
- Z dziewczynami z Dołu - padła odpowiedź. Keith prychnął
głośno.
- Z lesbami?! Znalazłabyś może kogoś godnego uwagi! -
wydawał mi się być oburzony. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, na które
chłopak natychmiast się uspokoił.
- Skoro tak postanowiła, to znaczy, że te dziewczyny są
godne uwagi. A ty lepiej zajmij się swoim sojuszem - warknęła Katniss z niezbyt
przyjazną miną. Keith skulił się w sobie, a potem nagle odszedł, pod pretekstem
dążenia za potrzebą.
- Dzięki - bąknęłam, a mentorka uśmiechnęła się półgębkiem,
następnie odchodząc cicho w stronę stołu. Tam już czekały przeróżne,
najznamienitsze potrawy i wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem głodna.
Bardzo ciekawy rozdział! Nie mogę doczekać się areny! Nawet nie wiem jak skomentować ten rozdział :).
OdpowiedzUsuńCzekam na next, pozdrawiam i weny życzę
A.
PS. Alicja Ala to teraz Alicja w Krainie Czarów :)
Okej, zapamiętam :)
UsuńBardzo ciekawa tematyka. W sumie każdy blog o Igrzyskach zawsze mi się podoba, ale ten przypadł do gustu ze względu na oryginalność ;3
OdpowiedzUsuń+ Bardzo serdecznie zapraszam Cię do mnie, na historię dziewczyny o niezwykłym charakterze.
http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/
Pozdrawiam
Julites
Fajny rozdział a zarazem super blog. Polecam ci mojego bloga http://winwithdestiny.blogspot.com/. Może nie jest oparty na Igrzyskach śmierci ( które bardzo lubię) ale może ci się spodoba. Będę wdzięczna jeśli skomentujesz mojego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
buntowniczka
Fajny rozdział a zarazem super blog. Polecam ci mojego bloga http://winwithdestiny.blogspot.com/. Może nie jest oparty na Igrzyskach śmierci ( które bardzo lubię) ale może ci się spodoba. Będę wdzięczna jeśli skomentujesz mojego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
buntowniczka
Dziękuję za miłe słowa :). Postaram się zajrzeć w najbliższym czasie ;-)
OdpowiedzUsuń