środa, 1 maja 2013

II

Zostałam zamknięta w sali z moją ekipą przygotowawczą: Sloan, Trisią i Liynn. Dwie z nich były bliźniaczkami i różniły się jedynie charakterem: ta pierwsza była gadatliwa i sympatyczna, a natomiast Trisia wolała więcej zrobić, niż paplać bez sensu w nieskończoność. Obie za to miały mleczną cerę i duże oczy w kolorze jadowitej zieleni, a na głowach kobiet wyrastały wystrzałowe, wygolone po bokach, dosyć długie zielone włosy. Usta sióstr były wąskie, ale to nie przeszkoda, by móc pomalować je tak, aby mieniły się wszystkimi odcieniami tęczy. Liynn zaś była Azjatką. Miała oczy w kształcie migdałów, jej nos- spłaszczony u nasady, a usta piękne, duże w kolorach świeżych malin. Jej twarzy nie przyozdabiał typowy kapitoliński makijaż, a jedynie subtelna czarna kreska nad oczyma i delikatne cienie do powiek w odcieniu miodu.
Sprawne, szybkie ręce ekipy przygotowawczej w błyskawicznym tempie zrobiły mnie na bóstwo. Moje oczy zostały podkreślone w podobny sposób, co Liynn, a usta jedna z nich pomalowała szminką czerwoną jak wino. Fryzurę miałam prostą, nieskomplikowaną- dwa cienkie kłosy po bokach, spięte z tyłu głowy i ozdobione broszką w kształcie ważki.
Gdy kobiety skończyły swoją pracę, zostawiły mnie samą, ubraną jedynie w cienki szlafrok, w jakimś pustym pokoju. Czekałam chwilę i do pokoju wkroczyła wysoka kobieta o blond włosach ozdobionych kwiatami, perłami i brokatem. Jej twarz była piękna i młoda. Kobieta ubrana w białą, lekką sukienkę na ramiączkach do kolan, która niemal ją rozświetlała, stała teraz przede mną i uśmiechała się przyjaźnie.
- Jestem Ora, twoja stylistka.
- Vesper.- odparłam i uścisnęłam wyciągniętą przez nią dłoń.
- Wiem, że nie będziesz z początku podchodzić do mnie z sympatią, ale od razu mówię, że nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do rzezi na dzieciach - posłała mi szczery, ciepły, pokrzepiający uśmiech, który od razu odwzajemniłam. Cóż jednak jej zdanie mogło zmienić? Wątpię, żeby wycofali się z Igrzysk…
Niestety na dalszą rozmowę zabrakło nam czasu, przyszła pora na paradę trybutów, a ja musiałam się jeszcze przebrać.
- Nasza dzielnica słynie z dużej ilości szklanych i lustrzanych budynków, jak pewnie zauważyłaś - skinęłam głową, gdy Ora wyciągnęła z pokrowca, którego wcześniej nie widziałam piękną, białą suknię. Cała mieniła się, jakby została obsypana czymś na wzór zmiażdżonego szkła. Sięgała do ziemi i jeszcze ciągnęła się za mną długim trenem. Miała długie rękawy i dosyć głęboki dekolt.
Westchnęłam na widok mojej kreacji.
- A inne dziewczyny? Jak będą ubrane?- spytałam, nagle przerażona myślą, że ich styliście ustroją je tak samo jak mnie - Motyw szkła i bieli zostanie zachowany, ale każda kreacja będzie inna - odparła spokojnie
Ubrałam się i stanęłam w całej okazałości przed lustrem, nie mogąc pojąć tego, jak niesamowicie wyglądam.
- To... ja? - spytałam Orę z niedowierzaniem, a ta jedynie skinęła głową.
-Pora na show, ślicznotko - zaśmiała się perliście
***
Ze wszystkimi trybutami spotkaliśmy się w stajni, tuż przy wielkich wrotach, którymi niedługo wyjechać mieliśmy na dziedziniec, by pokazać się dokładniej mieszkańcom Kapitolu. Czułam lekki stres, bo to mi przeznaczone było wyjechać w pierwszym rydwanie, zaprzęgniętym w dwa śnieżnobiałe konie o srebrnej grzywie.
- Vesper, ty pojedziesz razem z Matthew'em. Zaraz po tobie wyruszy Ananda z Keith'em i na końcu Beatryce z Meyer'em.- zarządziła Katniss, wzywając całą naszą szóstkę do siebie. Wtedy dopiero mogłam się dokładniej przyjrzeć swoim przyszłym wrogom. Beatryce wydawała się póki co najgroźniejsza, zwłaszcza, że po jej ustach wciąż błądził szaleńczy uśmiech, od którego dostawałam gęsiej skórki. Tym razem została ubrana w ledwo zasłaniającą uda hologramową sukienkę, która mieniła się brokatem, a jej głowę zdobiła natapirowana różowa czupryna. Ananda zaś miała na sobie srebrną suknię do kolan z niewielkim dekoltem i krótkimi rękawami z bufkami. Chłopcy też wyglądali niczego sobie. Keith, chłopak z mojego sąsiedztwa, z którego wraz z Cassidy śmiałam się wielokrotnie, że ma za duży nos i za małe oczy teraz ubrany był w olśniewająco biały garnitur. Meyer - chuderlawy z włosami wchodzącymi niesfornie w szare, podkrążone oczy (oj, ktoś chyba nie sypia po nocach...) tym razem miał na sobie szare spodnie z garnituru i marynarkę z wymyślnym kołnierzem ze stójką w odcieniu złota, a tymczasem Matthew prezentował się w koszuli z dużym dekoltem w kształt litery "V", na której ułożono lustrzaną mozaikę i spodnie- proste, czarne z garnituru.
W końcu mentorka dała nam znak, abyśmy zajęli miejsca na rydwanach. Na sam koniec pomachała nam lekko i splotła ręce na piersi. Na milion procent pamiętała swój debiut na tej scenie.
Jeszcze nim wyjechaliśmy, Matt posłał mi uśmiech półgębkiem. Mogłam mu się jeszcze przez chwilę przyjrzeć. Chłopak miał zapuszczone jasne loki opadające na jego czoło, lekko przysłaniające brąz jego oczu. Uśmiech Matta był pokrzepiający i niezwykle przyjazny.
- Gotowa? - zapytał, chcąc ująć delikatnie mą dłoń.
- Jak nigdy - odparłam dziarsko w chwili, gdy spletliśmy ze sobą palce.
Pamiętał mnie? Kto wie, czy gdyby nie rebelia nie bylibyśmy przyjaciółmi z sąsiedztwa.
Wrota otwarły się z hukiem, powozy ruszyły, a my, marni trybuci uśmiechaliśmy się i machaliśmy do tłumu, wśród kakofonii okrzyków zachwytu i podziwu dla naszej "odwagi", urody i urokliwości. Nawet ja machałam do tłumu, choć zupełnie bez przekonania i jakiegokolwiek śladu prawdziwego uśmiechu.
- Uśmiechnij się, skoro pięknie wyglądasz. Za tydzień, zakrwawiona i bezzębna nie będziesz taka urokliwa - Matt dał mi sójkę w bok, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, potem wybuchłam śmiechem.
 Kilka razy objechaliśmy rynek dookoła i wysłuchaliśmy przemowy prezydenta, a następnie wjechaliśmy do Ośrodka Szkoleniowego. Cała ekipa z Kapitolu Zachodniego wysłuchała pochwał od Katniss, Torii i naszych stylistów, a później powoli udaliśmy się do wind. Nim ta jeszcze dojechała, kątem oka dostrzegłam wysokiego, atletycznie zbudowanego chłopaka o ciemnych, przydługich włosach i szarych, hipnotyzujących oczach. Uśmiechał się, lecz ten uśmiech nie był miły, czy przyjazny. Uśmiechał się. Wyzywająco. Chyba już wiedziałam, kogo należało wpisać na swoją osobistą listę wrogów. Tajemniczego chłopaka o szaleńczo pięknych oczach i prawdopodobnie szaleńczo złych intencjach względem mnie.
Winda przyjechała, a my całą gromadą wpakowaliśmy się do niej. Ta winda jechała do góry, by przygotować nas na rzeź, a ja tego nie chciałam.

Niestety, klamka zapadła. Miałam walczyć o życie.

4 komentarze:

  1. Wow! Szczerze! Fajna historia, nie spodziewałam się, że po 15 latach znów odbędą się Igrzyska! Fajny pomysł. Czekam na next!
    Pozdrawiam i życzę weny
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł fajny i podoba mi się jak piszesz
    Mam jedno, małe zastrzeżenie, Vesper jest taka... za normalna... jest z Kapitolu, a zachowuje się jakby była z dystryktu, umie rzucać nożami, oszczepem, czy nie wiem czym tam jeszcze. Z taką matką miałaby być normalna? Otoczona jedynie przez Kapitolińczyków?
    Ach, jeszcze jedno, co osobiście mi się nie podoba. Zakładka z trybutami. Wiem, że na wielu blogach o igrzyskach jest coś takiego, ale według mnie jest to zupełnie zbędne. Każdy inaczej wyobraża sobie postacie o których czyta, a takie podsuwanie mu gotowych wzorów może zniszczyć całkowicie wyobrażenie o danym bohaterze. Pomijając już to, że trybutki zawsze są pięknymi modelkami bądź gwiazdami, a trybuci przystojnymi idolami. Ale to już takie moje osobiste spostrzeżenia xp
    Wybacz, że trochę się rozpisałam :p
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. tO BYŁO FANTASTYCZNE!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy