Zostałam zamknięta w sali z moją ekipą przygotowawczą:
Sloan, Trisią i Liynn. Dwie z nich były bliźniaczkami i różniły się jedynie
charakterem: ta pierwsza była gadatliwa i sympatyczna, a natomiast Trisia
wolała więcej zrobić, niż paplać bez sensu w nieskończoność. Obie za to miały
mleczną cerę i duże oczy w kolorze jadowitej zieleni, a na głowach kobiet
wyrastały wystrzałowe, wygolone po bokach, dosyć długie zielone włosy. Usta
sióstr były wąskie, ale to nie przeszkoda, by móc pomalować je tak, aby mieniły
się wszystkimi odcieniami tęczy. Liynn zaś była Azjatką. Miała oczy w kształcie
migdałów, jej nos- spłaszczony u nasady, a usta piękne, duże w kolorach
świeżych malin. Jej twarzy nie przyozdabiał typowy kapitoliński makijaż, a jedynie
subtelna czarna kreska nad oczyma i delikatne cienie do powiek w odcieniu
miodu.
Sprawne, szybkie ręce ekipy przygotowawczej w błyskawicznym
tempie zrobiły mnie na bóstwo. Moje oczy zostały podkreślone w podobny sposób,
co Liynn, a usta jedna z nich pomalowała szminką czerwoną jak wino. Fryzurę
miałam prostą, nieskomplikowaną- dwa cienkie kłosy po bokach, spięte z tyłu
głowy i ozdobione broszką w kształcie ważki.
Gdy kobiety skończyły swoją pracę, zostawiły mnie samą,
ubraną jedynie w cienki szlafrok, w jakimś pustym pokoju. Czekałam chwilę i do
pokoju wkroczyła wysoka kobieta o blond włosach ozdobionych kwiatami, perłami i
brokatem. Jej twarz była piękna i młoda. Kobieta ubrana w białą, lekką sukienkę
na ramiączkach do kolan, która niemal ją rozświetlała, stała teraz przede mną i
uśmiechała się przyjaźnie.
- Jestem Ora, twoja stylistka.
- Vesper.- odparłam i uścisnęłam wyciągniętą przez nią
dłoń.
- Wiem, że nie będziesz z początku podchodzić do mnie z
sympatią, ale od razu mówię, że nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do rzezi
na dzieciach - posłała mi szczery, ciepły, pokrzepiający uśmiech, który od razu
odwzajemniłam. Cóż jednak jej zdanie mogło zmienić? Wątpię, żeby wycofali się z
Igrzysk…
Niestety na dalszą rozmowę zabrakło nam czasu, przyszła
pora na paradę trybutów, a ja musiałam się jeszcze przebrać.
- Nasza dzielnica słynie z dużej ilości szklanych i
lustrzanych budynków, jak pewnie zauważyłaś - skinęłam głową, gdy Ora
wyciągnęła z pokrowca, którego wcześniej nie widziałam piękną, białą suknię.
Cała mieniła się, jakby została obsypana czymś na wzór zmiażdżonego szkła.
Sięgała do ziemi i jeszcze ciągnęła się za mną długim trenem. Miała długie
rękawy i dosyć głęboki dekolt.
Westchnęłam na widok mojej kreacji.
- A inne dziewczyny? Jak będą ubrane?- spytałam, nagle
przerażona myślą, że ich styliście ustroją je tak samo jak mnie - Motyw szkła i
bieli zostanie zachowany, ale każda kreacja będzie inna - odparła spokojnie
Ubrałam się i stanęłam w całej okazałości przed lustrem,
nie mogąc pojąć tego, jak niesamowicie wyglądam.
- To... ja? - spytałam Orę z niedowierzaniem, a ta jedynie
skinęła głową.
-Pora na show, ślicznotko - zaśmiała się perliście
***
Ze wszystkimi trybutami spotkaliśmy się w stajni, tuż przy
wielkich wrotach, którymi niedługo wyjechać mieliśmy na dziedziniec, by pokazać się
dokładniej mieszkańcom Kapitolu. Czułam lekki stres, bo to mi przeznaczone było wyjechać w
pierwszym rydwanie, zaprzęgniętym w dwa śnieżnobiałe konie o srebrnej grzywie.
- Vesper, ty pojedziesz razem z Matthew'em. Zaraz po tobie
wyruszy Ananda z Keith'em i na końcu Beatryce z Meyer'em.- zarządziła Katniss,
wzywając całą naszą szóstkę do siebie. Wtedy dopiero mogłam się dokładniej
przyjrzeć swoim przyszłym wrogom. Beatryce wydawała się póki co najgroźniejsza,
zwłaszcza, że po jej ustach wciąż błądził szaleńczy uśmiech, od którego dostawałam
gęsiej skórki. Tym razem została ubrana w ledwo zasłaniającą uda hologramową
sukienkę, która mieniła się brokatem, a jej głowę zdobiła natapirowana różowa
czupryna. Ananda zaś miała na sobie srebrną suknię do kolan z niewielkim
dekoltem i krótkimi rękawami z bufkami. Chłopcy też wyglądali niczego sobie.
Keith, chłopak z mojego sąsiedztwa, z którego wraz z Cassidy śmiałam się
wielokrotnie, że ma za duży nos i za małe oczy teraz ubrany był w olśniewająco biały garnitur. Meyer - chuderlawy z włosami wchodzącymi niesfornie w szare,
podkrążone oczy (oj, ktoś chyba nie sypia po nocach...) tym razem miał na sobie
szare spodnie z garnituru i marynarkę z wymyślnym kołnierzem ze stójką w
odcieniu złota, a tymczasem Matthew prezentował się w koszuli z dużym dekoltem
w kształt litery "V", na której ułożono lustrzaną mozaikę i spodnie-
proste, czarne z garnituru.
W końcu mentorka dała nam znak, abyśmy zajęli miejsca na
rydwanach. Na sam koniec pomachała nam lekko i splotła ręce na piersi. Na
milion procent pamiętała swój debiut na tej scenie.
Jeszcze nim wyjechaliśmy, Matt posłał mi uśmiech
półgębkiem. Mogłam mu się jeszcze przez chwilę przyjrzeć. Chłopak miał zapuszczone jasne loki opadające na jego czoło, lekko przysłaniające brąz jego oczu. Uśmiech Matta był pokrzepiający i niezwykle przyjazny.
- Gotowa? - zapytał, chcąc ująć delikatnie mą dłoń.
- Jak nigdy - odparłam dziarsko w chwili, gdy spletliśmy ze
sobą palce.
Pamiętał mnie? Kto wie, czy gdyby nie rebelia nie bylibyśmy
przyjaciółmi z sąsiedztwa.
Wrota otwarły się z hukiem, powozy ruszyły, a my, marni
trybuci uśmiechaliśmy się i machaliśmy do tłumu, wśród kakofonii okrzyków
zachwytu i podziwu dla naszej "odwagi", urody i urokliwości. Nawet ja
machałam do tłumu, choć zupełnie bez przekonania i jakiegokolwiek śladu
prawdziwego uśmiechu.
- Uśmiechnij się, skoro pięknie wyglądasz. Za tydzień,
zakrwawiona i bezzębna nie będziesz taka urokliwa - Matt dał mi sójkę w bok, a
ja mimowolnie się uśmiechnęłam, potem wybuchłam śmiechem.
Kilka razy objechaliśmy rynek dookoła i wysłuchaliśmy
przemowy prezydenta, a następnie wjechaliśmy do Ośrodka Szkoleniowego. Cała
ekipa z Kapitolu Zachodniego wysłuchała pochwał od Katniss, Torii i naszych
stylistów, a później powoli udaliśmy się do wind. Nim ta jeszcze dojechała,
kątem oka dostrzegłam wysokiego, atletycznie zbudowanego chłopaka o ciemnych,
przydługich włosach i szarych, hipnotyzujących oczach. Uśmiechał się, lecz ten
uśmiech nie był miły, czy przyjazny. Uśmiechał się. Wyzywająco. Chyba już
wiedziałam, kogo należało wpisać na swoją osobistą listę wrogów. Tajemniczego chłopaka o szaleńczo pięknych oczach i prawdopodobnie szaleńczo złych intencjach
względem mnie.
Winda przyjechała, a my całą gromadą wpakowaliśmy się do
niej. Ta winda jechała do góry, by przygotować nas na rzeź, a ja tego nie
chciałam.
Niestety, klamka zapadła. Miałam walczyć o życie.
Wow! Szczerze! Fajna historia, nie spodziewałam się, że po 15 latach znów odbędą się Igrzyska! Fajny pomysł. Czekam na next!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
A.
Pomysł fajny i podoba mi się jak piszesz
OdpowiedzUsuńMam jedno, małe zastrzeżenie, Vesper jest taka... za normalna... jest z Kapitolu, a zachowuje się jakby była z dystryktu, umie rzucać nożami, oszczepem, czy nie wiem czym tam jeszcze. Z taką matką miałaby być normalna? Otoczona jedynie przez Kapitolińczyków?
Ach, jeszcze jedno, co osobiście mi się nie podoba. Zakładka z trybutami. Wiem, że na wielu blogach o igrzyskach jest coś takiego, ale według mnie jest to zupełnie zbędne. Każdy inaczej wyobraża sobie postacie o których czyta, a takie podsuwanie mu gotowych wzorów może zniszczyć całkowicie wyobrażenie o danym bohaterze. Pomijając już to, że trybutki zawsze są pięknymi modelkami bądź gwiazdami, a trybuci przystojnymi idolami. Ale to już takie moje osobiste spostrzeżenia xp
Wybacz, że trochę się rozpisałam :p
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;>
tO BYŁO FANTASTYCZNE!
OdpowiedzUsuńCzytam dalej !
OdpowiedzUsuń