poniedziałek, 8 lutego 2016

XVIII

Zebraliśmy jedynie ostrza. Po nic innego nie zdążylibyśmy się wrócić, zanim dosięgłaby nas ogromna fala. Szum wody słyszałam tuż za sobą, gdy biegłam ile sił w nogach, ledwo nadążając za Ottonem, którego kroki były tak ogromne, że było to nie lada wyzwaniem. Z każdym pokonanym metrem czułam coraz większy ból w mięśniach, a oddech stawał się płytki i urywany. Adrenalina nie dała mi jednak się zatrzymać, a jednocześnie poddać żywiołowi. Wrzała w moich żyłach dając mi siły więcej, niż w życiu mogłam kiedykolwiek poczuć. Biegliśmy na oślep przez las. Nie patrzyliśmy się na nic, drzewa omijaliśmy jednak bez trudu. Czując na swoich plecach chłód wody starałam się przyśpieszyć, jednak mój organizm zaczął się buntować, oddech z płytkiego stał się świszczący. Czułam, że moje nogi długo nie wytrzymają szaleńczego wyścigu z żywiołem, aż w końcu potknęłam się i runęłam na ziemię. 
Sojusznik zatrzymał się w ostatnim momencie. Zawrócił szybko i pomógł mi zwlec się z ziemi
- Wstawaj, nie poddawaj się! - zagrzewał mnie do dalszego biegu. Moje kończyny były jednak jak z waty - drżały, były miękkie i niemożne do ruchu.
- Nie dam rady - zaskomlałam wypowiadając każdy kolejny wyraz w przerwie pomiędzy wdechami. Chłopak z całych sił próbował pomóc mi się podnieść, zerkając co chwilę na zbliżającą się ku nam wodę. Sama spojrzałam w jej stronę. Zmroziło mnie. Fala była ogromna, sięgała niemalże koron drzew.
- Kurwa, nie uciekniemy! - zaklął próbując wymyślić co zrobić. Chłopak westchnął - złap mnie za rękę i wstrzymaj oddech. - Na jego polecenie splotłam swoje palce z jego i czekałam na uderzenie wody. Kiedy te nastąpiło, zaczerpnęłam tyle powietrza ile tylko się dało. 
Woda otuliła nas swoją chłodną kurtyną z każdej strony. Znaleźliśmy się pod wodą. Przypadkiem nabrałam nosem wody i poczułam jak zaczynam się dusić. Puściłam rękę Ottona, jednak ten nie zwolnił uścisku. Trzymał mnie i nie pozwolił się oddalić. Ja jednak nie mogłam pozbyć się uczucia płomienia trawiącego moje płuca od wewnątrz. Czułam, że muszę wynurzyć się, bo inaczej się utopię. Ciężar chłopaka jednak nie pozwalał mi uciec od niego i miałam wrażenie, jakobyśmy byli ze sobą związani. Szamotałam się chcąc się wyswobodzić, lub przynajmniej wypłynąć z nim na powierzchnię wody. W końcu zrozumiał co mogą oznaczać moje szaleńcze podrygiwania ręką i wypłynęliśmy.
Zaczerpnęłam powietrza i zakaszlałam chcąc się pozbyć wody z płuc. Chłopak wynurzył się zaraz po mnie. Kiedy wzrok przestał być rozmyty przez wodę, mogłam popatrzeć na to, że już dawno woda przeniosła nas poza obszar lasu. Wolną ręką odgarnęłam włosy z czoła i spojrzałam na chłopaka, który łapczywie chwytał tlen. Fala powoli opadała, jednak z tą samą zapalczywością wynosiła nas do celu podróży - do centrum miasta.
- A więc to po to - wysapał Otton oglądając budynki straszące swoim opustoszeniem. Tsunami całkowicie wycofało się, gdy byliśmy na miejscu, w którym odbywała się Parada Trybutów.
Na środku znajdował się stół. Stół został nieruszony przez żywioł. Biały obrus nie został nawet odrobinę pochlapany przez wodę, a stojące na nim barwne pakunki obwiązane grubą czerwoną wstążką, Z niej utworzono na górze prezentów ogromne kokardy. Pudełka nie przesunęły się nawet o milimetr. Wyczułam ironię ze strony twórców Igrzysk. "Jak przeżyjesz, będzie to dla ciebie największym prezentem. A jak nie, musisz zadowolić się tym".
Na plac prowadziły cztery drogi, które wyznaczały granice każdej z dzielnic Kapitolu. Na przeciwległej drodze leżał rozłożony na brzuchu, ledwo oddychający Matthew. Hadria z naszej prawej strony, była cała mokra i przerażona, a Beatryce z różową grzywką opadającą na czoło z lewej. Naraz rozległ się głos jednego z organizatora Igrzysk.
- Witajcie w finale finałów. Każdy z waszych sponsorów postanowił dać wam coś, co jest dla was niezbędne, by przeżyć. Każda z tych rzeczy znajduje się w pakunku podpisanym nazwą waszej dzielnicy. Niech los zawsze wam sprzyja. - Ton jego głosu zirytował mnie. Poczułam mrowienie pod skórą, gdy wesoły, pełen entuzjazmu. Spojrzałam na Ottona, którego ręka wyślizgnęła się z uścisku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Wybacz, Vesper, ale tę bitwę musisz zwyciężyć sama - rzekł i wstając wyciągnął z pochwy swój niebezpiecznie zakończony nóż. Następnie popędził w stronę stołu. Byłam zbyt osłupiała, by móc ruszyć się z miejsca. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów chłopaka. Ten drań zostawił mnie samą na lodzie! W końcu udało mi się wstać i pobiec po potrzebne mi rzeczy. Otto brał właśnie pudełko w ręce. Beatryce czaiła się gdzieś za budynkami. Matthew próbował prześlizgnąć się bez walki do swojego prezentu, a natomiast Hadrii nigdzie nie umiałam znaleźć.
Dobiegłam do celu. Chwyciłam pakunek w ręce, lecz w tym samym czasie poczułam jak ktoś chwyta mnie od tyłu podduszając. Zdecydowanie była to męska ręka. Postać przywarła do moich pleców nie dając mi żadnej swobody ruchu ani możliwości ucieczki. Wypuściłam rzecz z rąk i złapałam ją starając się złapać powietrze.
- Nie zasługujesz, żeby tu być! Pozwól mi skrócić swoje cierpienie! Nie walcz ze mną! - Słowa Matta były pełne desperacji i obłąkania. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie ze mną robił. Czułam jak robiłam się czerwona na twarzy, jak tlen nie chciał mnie dosięgnąć. Najgorsze było to, że chłopak był tak silny, że nie byłam w stanie się obronić przed jego atakiem. Miałam mroczki przed oczami, które sprawiały, że całą scenę spowijała ciemność. Moje kończyny powoli przestawały być wyczuwalne.
Nagle poczułam, że uścisk się zwalnia, a ja lecę w tył, jakby w zwolnionym tempie. Upadłam na ziemię, jednakże moja głowa nie odbiła się od twardej i zimnej marmurowej posadzki, a o ciepłe ciało. Usłyszałam wybuch. Zniekształcony, głuchy, cichy i dziwnie powolny. Dopiero, gdy łapczywie wciągnęłam powietrze wszystko wróciło do normy. Jedynie czaszka pulsowała mi bólem.
Usiadłam na ziemi i zamrugałam kilka razy. Spojrzałam się do tyłu. Ręce Ottona brudziła szkaradna czerwona i wciąż świeża krew. Jego wzrok wbity był w ziemię, dlatego też tam zerknęłam. Zwłoki Matta leżały w pokracznej, niemal groteskowej pozie, a w jego brzuchu ziała czerwono-czarna plama. Jego twarz wykrzywiał grymas rozwścieczenia pomieszanego z niedowierzaniem. Nie dokończył swojego planu wykończenia mnie.
W końcu spojrzał na mnie. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, jakby nie zabił właśnie człowieka.
- Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Rozumiesz, jesteś moją sojuszniczką, a on po prostu... - Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Nie mam pojęcia, co za dzika żądza mną zawładnęła, że podniosłam się z ziemi i stając na palcach wpiłam się w usta chłopaka. Otto osłupiał momentalnie, jednak po chwili oddał pocałunek. Niezwykle lekko i czule. Spodziewałam się, że będzie całował zachłannie, bez zahamowań, ale jego delikatność pozytywnie mnie zaskoczyła. Wargi chłopaka były suche i spękane przez wiele dni spędzonych na arenie, więc pod tym względem te przeżycie odbiegało od moich wyobrażeń pierwszego pocałunku. Zamknęłam oczy chcąc się zatracić w jego zapachu i dotyku. Woni potu, kręcących się na karku końcówek włosów i szorstkiego zarostu. Biło od niego ciepło, a oddech trybuta otulił moją twarz powodując lekkie dreszcze.
Oderwaliśmy się od siebie. Otto wytrzeszczył oczy, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się między nami wydarzyło. Ja zresztą też. Dotknęłam warg, wciąż czując na nich nacisk ust chłopaka. W szale namiętności nie usłyszeliśmy nawet nadlatującego nad naszymi głowami srebrnego poduszkowca, który odleciał cicho, zabierając ciało Matta.
- Przepraszam - rzekłam, bojąc się spojrzeć na jego twarz - nie powinnam była...
O dziwo, sojusznik uśmiechnął się do mnie szeroko. W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
- Daj spokój, Vesper. Było w porządku - odparł i śmiejąc się pod nosem podszedł do miejsca, w którym upuścił swój prezent od sponsorów, zostawiając mnie z trzęsącymi się nogami. Idąc jego tropem, podniosłam należący do mnie pakunek i rozwiązałam wstążkę, ciekawa co czeka mnie pod wiekiem.
- Nie otwieraj tego tu, bo zabiją nas z palcem w dupie. Znajdźmy sobie jakąś lepszą kryjówkę - zaczął, krytycznie patrząc na mój brak pomyślunku i ruszył w obranym przed uderzeniem wielkiej fali kierunku - do mojej rodzinnej Dzielnicy Zachodniej.
Na miejscu Parady Trybutów zatrzymała nas jeszcze jedna rzecz - mały spadochron z przymocowaną doń metalową kapsułą. Wzięłam ją w ręce i otworzyłam, by w środku ujrzeć kwiat białej róży.
- Co się ociągasz? - Zawołał Otto, będąc już dobre dwadzieścia metrów dalej.
- Moment, zaraz cię dogonię! - Odkrzyknęłam i w odpowiedzi usłyszałam ciche pomrukiwania chłopaka.
W środku oprócz kwiatu była również karteczka od Katniss.

Brawo! Nie myślcie sobie jednak, że przez Wasz romans wygracie Igrzyska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy