Minęło piętnaście lat od ostatnich zamieszek w Kapitolu,
zwanych do teraz Siedemdziesiątymi Szóstymi Głodowymi Igrzyskami i pomimo
odzyskania niepodległości przez dystrykty, ich mieszkańcy nie mieli nawet w
planach zapomnieć o okrutności i złu, jaki Kapitol wyczynił wszystkim swoim obywatelom.
Wszelkie podarunki i publiczne przeprosiny okazały się zbędne i zbyt błahe, by
zgasić nienawiść do tego dziwnego, groteskowego miejsca. Jedynej takiej stolicy
na świecie. Dystrykty pragnęły zemsty. I to takiej, która zaspokoi ich
najśmielsze oczekiwania.
Na gruzach smutnego, szarego Dystryktu Dwunastego już dawno
zbudowano spokojne miejsce, które pomimo swojej sielankowości wciąż nosiło
szramy dawnego miasta kopalnianego. Miasta klęski głodowej. I właśnie do tego
nowego Dwunastego Dystryktu, przybył wędrowiec z Jedenastki - rosły mężczyzna o
ciemnej skórze i krótko ostrzyżonych włosach, szukając pewnej osoby, która
swego czasu niezwykle zasłynęła w całym Panem.
Mężczyzna doszedł do piętrowego, murowanego domu, przed
którym na boso biegała po trawie dwójka małych dzieci- dziewczynka o ciemnych
włosach i jej młodszy braciszek- chłopiec o blond loczkach odziedziczonych po
ojcu i szarych oczach, po mamie. Dzieci spojrzały na przybysza z niepokojem. W
końcu dziewczynka krzyknęła słowo "mamo!" i po chwili drzwi frontowe
domu stanęły otworem. Katniss Everdeen rzuciła mu pytające spojrzenie, a on
jedynie uniósł kopertę z godłem Kapitolu. Kobieta osłupiała i skinęła na
gościa, aby ten wszedł za nią do domu.
- Pan żartuje, prawda? - wycedziła przez zęby była
zwyciężczyni Igrzysk i Kosogłos rebelii.
- Nie, Katniss. To jest szczera prawda. Dystrykty domagają
się zadośćuczynienia za 75 lat strachu o własne dzieci. Chcemy się zemścić.
Chcemy Igrzysk kapitolińskich dzieci - głos miał poważny i surowy, więc kobieta
nic więcej nie zdołała powiedzieć.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Powinnaś im to powiedzieć, a później zostać ich mentorką,
razem z Peetą - prychnięcie. Marcus i Katniss automatycznie zwrócili twarze w
stronę, z której pochodził dźwięk, by ujrzeć blondwłosego mężczyznę o łagodnych
błękitnych oczach, stojącego z bochenkiem świeżego, pachnącego chleba pod
pachą.
- Nie mamy zamiaru ponownie patrzeć na śmierć dzieciaków.-
warknął i położywszy chleb na stole, zajął miejsce za krzesłem zajmowanym przez
żonę.- A tym bardziej nie chcemy, aby nasze dzieci to widziały - dodał jeszcze
i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Zna pan nasze zdanie - padło jeszcze stwierdzenie Katniss
i gość został odprowadzony do drzwi.
- Jeśli jednak je zmienisz, wiesz jak nas powiadomić -
rzekł jeszcze Marcus, zanim drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem.
Noc była długą chwilą, którą kobieta spędziła myśląc nad podjęciem
decyzji. Wielokrotnie pytała się Peety, czy nie lepiej byłoby sobie ulżyć i
zemścić się. Ostatnimi, naprawdę ostatnimi Igrzyskami. Mężczyzna jedynie kręcił
głową z niesmakiem i mówił "nie".
- Peeta, nie uważasz, że tak byłoby lepiej? Gdyby oni czuli
ten strach, co my? Przynajmniej raz w życiu! - syknęła, wpatrując się w
sufit. W końcu blondyn westchnął.
- Dobrze, niechaj tak będzie - na te słowa brunetka
odetchnęła z niejaką ulgą i uśmiechnęła się pod nosem - Niech zrozumieją, co my
czuliśmy.
Już z rana Katniss wyciągnęła białą kartkę i kopertę.
Nabazgrała na niej słowa "Tak.
Zgadzamy się, by Igrzyska dla Kapitolu odbyły się." i wrzuciła do skrzynki na listy.
Odpowiedź przyszła już po dwóch dniach. Wiadomość brzmiała: "W takim razie pora rozpocząć
przygotowania! Niech los zawsze Wam sprzyja, przyszli mentorzy Dzielnicy
Wschodniej i Zachodniej!".
Już mi się podoba :3
OdpowiedzUsuń