piątek, 26 kwietnia 2013

Prolog

Minęło piętnaście lat od ostatnich zamieszek w Kapitolu, zwanych do teraz Siedemdziesiątymi Szóstymi Głodowymi Igrzyskami i pomimo odzyskania niepodległości przez dystrykty, ich mieszkańcy nie mieli nawet w planach zapomnieć o okrutności i złu, jaki Kapitol wyczynił wszystkim swoim obywatelom. Wszelkie podarunki i publiczne przeprosiny okazały się zbędne i zbyt błahe, by zgasić nienawiść do tego dziwnego, groteskowego miejsca. Jedynej takiej stolicy na świecie. Dystrykty pragnęły zemsty. I to takiej, która zaspokoi ich najśmielsze oczekiwania.
Na gruzach smutnego, szarego Dystryktu Dwunastego już dawno zbudowano spokojne miejsce, które pomimo swojej sielankowości wciąż nosiło szramy dawnego miasta kopalnianego. Miasta klęski głodowej. I właśnie do tego nowego Dwunastego Dystryktu, przybył wędrowiec z Jedenastki - rosły mężczyzna o ciemnej skórze i krótko ostrzyżonych włosach, szukając pewnej osoby, która swego czasu niezwykle zasłynęła w całym Panem.
Mężczyzna doszedł do piętrowego, murowanego domu, przed którym na boso biegała po trawie dwójka małych dzieci- dziewczynka o ciemnych włosach i jej młodszy braciszek- chłopiec o blond loczkach odziedziczonych po ojcu i szarych oczach, po mamie. Dzieci spojrzały na przybysza z niepokojem. W końcu dziewczynka krzyknęła słowo "mamo!" i po chwili drzwi frontowe domu stanęły otworem. Katniss Everdeen rzuciła mu pytające spojrzenie, a on jedynie uniósł kopertę z godłem Kapitolu. Kobieta osłupiała i skinęła na gościa, aby ten wszedł za nią do domu.
 - Pan żartuje, prawda? - wycedziła przez zęby była zwyciężczyni Igrzysk i Kosogłos rebelii.
- Nie, Katniss. To jest szczera prawda. Dystrykty domagają się zadośćuczynienia za 75 lat strachu o własne dzieci. Chcemy się zemścić. Chcemy Igrzysk kapitolińskich dzieci - głos miał poważny i surowy, więc kobieta nic więcej nie zdołała powiedzieć.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Powinnaś im to powiedzieć, a później zostać ich mentorką, razem z Peetą - prychnięcie. Marcus i Katniss automatycznie zwrócili twarze w stronę, z której pochodził dźwięk, by ujrzeć blondwłosego mężczyznę o łagodnych błękitnych oczach, stojącego z bochenkiem świeżego, pachnącego chleba pod pachą.
- Nie mamy zamiaru ponownie patrzeć na śmierć dzieciaków.- warknął i położywszy chleb na stole, zajął miejsce za krzesłem zajmowanym przez żonę.- A tym bardziej nie chcemy, aby nasze dzieci to widziały - dodał jeszcze i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Zna pan nasze zdanie - padło jeszcze stwierdzenie Katniss i gość został odprowadzony do drzwi.
- Jeśli jednak je zmienisz, wiesz jak nas powiadomić - rzekł jeszcze Marcus, zanim drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem.
Noc była długą chwilą, którą kobieta spędziła myśląc nad podjęciem decyzji. Wielokrotnie pytała się Peety, czy nie lepiej byłoby sobie ulżyć i zemścić się. Ostatnimi, naprawdę ostatnimi Igrzyskami. Mężczyzna jedynie kręcił głową z niesmakiem i mówił "nie".
- Peeta, nie uważasz, że tak byłoby lepiej? Gdyby oni czuli ten strach, co my? Przynajmniej raz w życiu! - syknęła, wpatrując się w sufit. W końcu blondyn westchnął.
- Dobrze, niechaj tak będzie - na te słowa brunetka odetchnęła z niejaką ulgą i uśmiechnęła się pod nosem - Niech zrozumieją, co my czuliśmy.
Już z rana Katniss wyciągnęła białą kartkę i kopertę. Nabazgrała na niej słowa "Tak. Zgadzamy się, by Igrzyska dla Kapitolu odbyły się." i wrzuciła do skrzynki na listy. Odpowiedź przyszła już po dwóch dniach. Wiadomość brzmiała: "W takim razie pora rozpocząć przygotowania! Niech los zawsze Wam sprzyja, przyszli mentorzy Dzielnicy Wschodniej i Zachodniej!".

1 komentarz:

Obserwatorzy